niedziela, 31 maja 2015

To już jest koniec?

Odpowiedź: Nie!
Po jakże "pochlebnej" recenzji mojego bloga postanowiłam zebrać się w sobie i napisać historię od nowa. Zamysł pozostał ten sam jednak wykonanie uległo zmianie.
Prolog pojawił się dzisiaj. Jest bardzo "długi". Rozdział 1 pojawi się w następny weekend, a Rozdział 2 za miesiąc (Też was kocham <3). Od tego czasu pojawiać będzie się regularnie co miesiąc.
Tak gadam tu i gadam a nie podałam wam adresu. Mam nadzieję, że ze mną zostaniecie na dłużej śledząc przygody nie tylko Pottera, ale też i innych moich bohaterów. >> Klik <<

sobota, 14 marca 2015

Zaproszenie!





Złudne szczęście ludzkiego życia - Nowy blog, zapraszam wszystkich do czytania. Nie jest to fanfiction, a zwykłe opowiawiadanie mojego autorstwa.
Są na nim przedstawione moje refleksje w formie opowiadania, które opisuje życie gimnazjalistki, zachacza ono o psychologie, a w późniejszym czasie pojawi się fantasy.
Nie jest to blog yaoi, jednak chce pokazać, że homoseksualist nie jest zły, dlatego wzmianki lub nawet bliskie osoby mogą nimi być. Nie liczcie na gorące sceny, ale drobne pocałunki pojawią się, tak samo jak i przytulanki.
Zapraszam raz jeszcze do lektury!



niedziela, 8 marca 2015

I - Rozdział 5

\`\`\
\`\`\`\
\`\`\`\`\
\`\`\`\`\`\
\`\`\`\`\`\`\
\`\`\`\`\`\`\`\
\`\`\`\`\`\`\`\`\
\`\`\`\`\`\`\`\`\`\
Oficjalnie ogłaszam, że w naszej małej ankiecie, większość odpowiedzi była pozytywna. Zatem jestem zaszczycona mogąc poinformować was, rusza mój fanpage. Dzięki temu, będziecie zawsze na bieżąco. FB

Teraz czas chyba przejść do komentarzy ;)

Daga, też nie lubię Dursley'ów - mało powiedziane, nie cierpię ich - też bym tam wparowała i też smuci mnie historia Harry'ego, pomimo, że sama ją napisałam.
Harry już znalazł kogoś, kto się nim zaopiekuję. ;)

Yuki-chan, miło mi.

Skompikowana - kalipso nereid, nie obrazisz się jak będę cię tak nazywać, dziękuję, aktualność na fb.

Anonimku, cieszę się, że się podoba, aktualności na fb.

Anonimku, mówisz i masz.
-----------------------------------—

Do wszystkich anonimków, podpisujcie się jakoś, nawet zwykłym X, jeżeli jest was więcej, to nie wiadomo, komu odpowiadam.
:)


0oOo0

Rozdział 5 | Pobudka


            Mijał już któryś z kolei tydzień od odnalezienia chłopca przez Natana. Miał on wiele wątpliwości, jednak starał się tym nie przejmować i zwycięsko brnął na przód. Kruz spojrzał czule na Harry’ego przeczesując jego mokre od potu włosy. Przez te trzy tygodnie unikał spotkania ze stadem i można powiedzieć, że raczej mu to wychodziło W momencie, gdy znalazł chłopca,w jego głowie pałętała się jedna myśl, która prawdopodobnie wkrótce się spełni . Jest to dziwne przeświadczenie. Z pewnością nie jest ono naturalne, ale sprawdza się za każdym razem.

            Kruz zmienił okład na czole Pottera. Zajmował się on nim przez dzień i noc. Był tym wszystkim zmęczony. Do tego wszystkiego dochodziła jeszcze zbliżająca się wielkimi krokami pełnia. Trzy dni przed nią nastąpią wakacje. Rodzice nie mogli się już doczekać powrotu swoich kruszyn, które kruszynami już nie były, bo miały około szesnastu lat. Od piętnastego roku każde z nich uczyło się w szkole z internatem, reszta zostawała i pomagała stadzie podczas pełni.  Nastolatki co roku wyjeżdżały, by powrócić dzień po zakończeniu roku szkolnego. Dzieci, które pozostały,  można by naliczyć na palcach, ich liczba wynosiła okrągłe dziesięć. Poza nimi powrócą też rodziny, które na czas roku szkolnego wyjeżdżają  za granicę do pracy.
        Natan najbardziej obawiał się powrotu przyjaciółki. Miał wątpliwości, ponieważ jest ona jedną z nielicznych osób  mogącą odkryć chłopca.

  Z pewnością zastanawiające jest, gdzie osiadły się opisywane postaci. Natan po tym, jak znalazł chłopca i trzymał go już w ramiona, po krótkim namyśle udał się do kryjówki. Znalazł ją w wieku czternastu lat. Była to grota znajdująca się u końca lasu.

            Mężczyzna podniósł  zmęczony wzrok w momencie, gdy Harry  zaczął  majaczyć.

– To boli! – krzyknął, a Kruza przeszły ciarki. Naprawdę martwił się o Pottera.

Nie przejmował się już swym zmęczeniem, podniósł się na równe nogi i podszedł do Harry’ego  i  zaczął się  nim zajmować . Zmienił okład, Zmierzył temperaturę . Zmartwił się, gdyż ona w  ogóle nie spadała , po mimo, że wcześniej zastosował potrzebne do tego zabiegi. Potter miał  już prawię czterdzieści stopni, co napawało Natana strachem Odwrócił się do leków. Choć był niepewny   napoił Pottera eliksirem, okrył go  ciepłą kołdrą. Przeczesał jego włosy raz jeszcze i czule się uśmiechając,  opuścił grotę  , udając się na obiad.

            Gdy  tylko Kruz  wszedł do budynku,  od razu skierował się do swego pokoju. Lubił to pomieszczenie. Było utrzymane w szarej tonacji. Podłogę pokrywał gruby, puszysty malinowy dywan, a łóżko błękitna pościel. Meble wykonane były  z dębu, a drzwi to zwykły sklepowy  plastik. Zawsze rozbawiało go to wyrażenie. Skierował się do szafy, wyjął   z niej zielony ręcznik i czyste ubrania. Na strój składała się biała rozpinana koszula oraz niebieskie jeansy, wyciągnął również  bieliznę i wszedł do łazienki.

            Co go skusiło, by zaopiekować się tym chłopcem ? Przecież on nie umie się zaopiekować nawet sobą, jak często mówiła jego koleżanka  – Alice. Ciągle się zaniedbywał. Co prawda, gdy dorósł,  zmieniło  się to. Nie rozumiał, dlaczego w momencie, kiedy zobaczył małego brzdąca, nie mógł się nim nie zająć. Czy było to tylko chwilą słabości? A może to  chęć posiadania rodziny nie dawała mu spokoju?

            Szybko dokończył branie  prysznica   zakręcając  chłodniejącą wodę. Ubrał się, na nogi założył jeszcze brązowe adidasy i powolnym krokiem, zamykając drzwi pokoju, udał się do jadalni.

            Gdy znalazł się w pomieszczeniu , pierwszym,  co go przywitało, był panujący wszędzie harmider.

            –  Wreszcie postanowiłeś zaszczycić nas swą obecnością – Samiec alfa zwrócił się do Natana.  

Skierował w jego stronę wzrok i sztucznie się uśmiechnął.

– Tak, przepraszam, że nie pojawiałem się od dłuższego czasu – Przymilnie odezwał się do wodza .  Był to wysoki mężczyzna o brązowych włosach sięgających do ramion. Miał chabrowe oczy i ciągle palił papierosy. Przy nim swe miejsce zajmowała jego  żona,  blondwłosa kobieta, która naturalnie jest ruda,  mile się do niego uśmiechała. Gdy zwrócił się tutaj  z prośbą o przyjęcie do stada,   to ona przekonała   męża, by dał mu szansę się wytłumaczyć.  Wtargnięcie na jego teren było zdradą , ponieważ czarodzieje, a on owym był, mieli podpisany pakt, który zakazuje pojawiania się w ich pobliżu. Zabijał takie osoby, nie dając nawet chwili na wytłumaczenie. Zasady trochę się zmieniły od tego czasu, bo teraz tyczyło  się to tylko osób dorosłych, ale i tak są one bezwzględne i okrutne. – Widzę, że i dla mnie jest porcja.  – Usiadł  na swym miejscu,   sięgając po łyżkę. Ze smakiem zaczął zajadać się   ulubioną zupą.

– A nie mówiłam! – Zwycięski  dziecięcy krzyk rozniósł się po pomieszczeniu. Była to córka Astora. Siedziała obok swej matki. Jadalnia była pełna niezwykłych osób. Ludzie należący do stada mieli różną narodowość. Nie tylko pochodzili oni z Anglii, mieszkały tam również Francuzi, Irlandczycy itd.– Ha! Od razu przyszedł na swoje ulubione danie! Jesteś mi winny nasz zakład! – wykrzyknęła radośnie do „kucharza ”.

– Tak, tak,  masz tutaj te lody. – Podszedł  do Marlenki  i wcisnął jej w ręce truskawkowy deser.

– Zakładałeś się z dzieckiem! – Wściekły krzyk jej matki rozniósł się po całym domu. – Mam nadzieję, że wiesz, co cię za chwilę czeka – powiedziała już dziwnie spokojnym głosem.

            On jednak już uciekał. Gdy ta kobieta  się wkurzy, jest naprawdę źle.

– Spokojnie,  Neli.  – Mąż  próbował ją jakoś uspokoić. - Nic się nie dzieje. Nie martw się. Nie musisz się nim przejmować. Ja już sam go ukatrupię. 
To było jeszcze gorszę  doznanie.

            W między czasie , gdy w ogromnym budynku,  muszącym pomieścić ponad czterdzieści osób odbywały się kłótnie, modlitwy, obiady i inne  zdarzenia, Harry  obudził się ze snu. Pełen wątpliwości podniósł się do siadu a następnie wstał , by powolnym oraz chwiejnym krokiem opuścić miejsce   odpoczynku.

– Gdzie jestem? – zapytał się sam siebie ochrypłym głosem.

0oOo0

Beta: Degausser

niedziela, 15 lutego 2015

I - Rozdział 4

Przepraszam wszystkich, że tak późno. Zapomniałam o projekcie z angielskiego i od 20.00 nad nim harowałam.

Dopiero teraz mam czas, tj. 01.03

Dagna Płecha, list jak list. Do innej organizacji, przekonacie się o co jeszcze w tym chodzi. Nie to nie smoczek. Na pewno nie w Gryffindorze. Czy chodziło ci o Dziennik Vergithii? (napisałaś Verghilii)
Daga, zazdroszę ci tych rekolekcji. Naprawdę? Ten rozdział jest KAWAII? Nie myślałam. Czytając ten komentarz uśmiech nie chciał zejść mi z twarzy.
Panna Riddle, nowe pokolenie huncwotów się tworzy? Można tak powiedzieć. Dodatek ten miał być właśnie przedsmakiem dalszej fabuły. Zgodzę się z tym, że można z tego "rozdziału" wyciągnąć wiele wniosków. Mi chyba najbardziej spodobał się ten "komentarz", wierszyk, no taki, dziwny. ;/

0oOo0

Rozdział 4 | Wspomnienia


Był jesienny poranek Harry wybudzony ze swego snu stał w kuchni próbując przygotować coś do jedzenia. Nie potrafił gotować, nie dostał wskazówek jak to się robi, a przy nim stała ciotka, która co chwilę się wydzierała. Nie potrafił wybić jajek i skorupki wraz z zawartością wleciały na patelkę. Mały chłopiec próbował  ratować to co z tego dnia jeszcze zostało. Nie mógł się jednak skupić, uderzony przez ciotkę w głowę miał problemy z koncentracją. Wszystko się skończyło. Spalił.

Wraz z Dudley’em zaprowadzony został do przedszkola. Otyły chłopak udał się do kolegów, a zielonooki zajął swoje zwyczajowe miejsce przy oknie. Po kilkunastu minutach ktoś przerwał tą względną ciszę.

            – Cześć – przed Harry’m stał blondynek o brązowych oczach, który milę się do niego uśmiechnął.

            – Cześć – powiedział i wskazał miejsce obok siebie. – Usiądziesz?

            – Chętnie. – przysiadł on obok Harry'ego. – Czemu zawsze siedzisz tu sam? – Nie dziwmy się jego dociekliwości. W końcu są to jeszcze maluchy.

            – Nie ważne. – Spojrzał w niebo i przestał zwracać uwagę na chłopczyka.

            – Jak masz na imię? – Dzieciak nie dawał za wygraną.

            – Harry.

            – Ja jestem Jemi, zaprzyjaźnijmy się. – Jego oczy rzucały radosne iskierki.

            – No dobrze – zgodził się niechętnie.

Następnego dnia, gdy przyszedł do przedszkola jego tak zwany „przyjaciel” odciął się od niego. Brązowooki rzucał w jego stronę smutne spojrzenie, ale czas spędzał z Dursley’em, z którym zaprzyjaźnił się tego dnia. Przechodząc koło jego postaci blondynek szepnął cicho słowo „przepraszam”. Harry poczuł niewyobrażalny smutek. Znów po raz któryś został odrzucony. Po raz któryś rodzice zabronili się komuś z nim kolegować. Czy on nie jest w ogóle nic warty?

            Pierwszy rok i problemy. W dniu rozpoczęcia został przydzielony do klasy nie miał nikogo z kim mógłby podzielić się problemami. Podeszła do niego uśmiechnięta kobieta pytając się, czemu nie bawi się z dziećmi. Nie odpowiedział, zlekceważył ją i zaczął rysować na kartce. Spojrzała i odeszła. Wieczorem zadzwoniła ona do Petunii. Nigdy nie został już puszczony do szkoły. Jaki był powód? Nie wiedział, ale próbował w sobie zamaskować ból, który czuł.

            Późniejsze dni były rutynowe. Wstawał wcześnie rano i sam uczył się gotować, zmywał, prał, zajmował się domem. Petunia w tym czasie rozmawiała z sąsiadkami, a on tyrał. Vernon, gdy wracał do domu karał chłopca za wszystkie źle wykonane zadania. By tego nie było mało, Dudley znęcał się nad kuzynem. Bił go, szykanował. Chłopiec co noc płakał w poduszkę. Co noc wylewał łzy. W wieku ośmiu lat znalazł sposób na odstresowanie się.

            Był wiosenny poranek, siedział sam na huśtawce na placu zabaw i lekko kołysał się na tym sprzęcie. Nudziło się mu i swoją nóżką grzebał w piachu. Nie miał co robić, gdy zszedł z huśtawki, chwycił w dłonie jakiś patyk i zaczął rysować nic nieznaczące wzorki. Spodobało się to mu. Po chwili szlaczki zaczęły przypominać kwiatki. Były krzywe, niewyraźne, ale chłopczyk był z siebie zadowolony.

            Tego samego dnia ukradł pierwszą rzecz  w życiu. Kradł, by się odstresować, by nie cierpieć. Przechodząc obok jakiegoś sklepiku starszego wiekiem mężczyzny zobaczył, że ten zasnął, bo kupców nie było w tym czasie. Wszedł po cichu do pomieszczenia starając się go nie obudzić. Rozejrzał się po sklepiku, z lady zabrał kilka ołówków, a po dokładnym rozejrzeniu się dostrzegł też bloki rysunkowe. Zabrał dwa z nich i uciekł kryjąc wszystko pod zadurzą na niego bluzą. Czuł wyrzuty sumienia, ale gdy zaczął szkicować wszystkie te odczucia poszły w zapomnienie, zostało tylko spełnienie.

            Wieczorami malował, za dnia pracował, a nocą starał się usnąć przewracając z boku na bok.

            Gdy dzień chwyta swe żniwo piekielne, gdy kieruje losem pechowym, gdy serce z kamienia się łamie, gdy oddech daje nadzieję. Gdy piękność świata jest dana zobaczyć cierpiącemu czuje on ciepło, miłość, chwilę wytchnienia. Zamierasz, bo twe ciało dygocze jak liść na wietrze. Twa dusza cierpi w chwili przerażenia. Czujesz, że coś się zaczyna, lecz nie potrafisz tego poskromić. Idziesz, widzisz góry, pachołki, budynki. Zero odzewu, głos zamiera w twej buzi. Czujesz, że tułaczka cię męczy. Wichura pochłania twe ciało, widzisz krew, czy to są twoje ręce? Czy to ty pragniesz ich zabić? Czy to ty podchodzisz i przebijasz ich ciało sztyletem? Czy to ty zadajesz im cierpienie? Nie, to są jego ręce. Nie, to on pragnie ich zabić. Nie, to on podchodzi i przebija ich ciało sztyletem. Nie, to on zadaje im cierpienie. Idziesz dalej, napotykasz na swojej drodze ludzi. Odtrącają chłopca, parskają na jego żałosny widok śmiechem. Poddaje się. Pada na kolana i płacze.

            Harry obudził się ze snu w swej komórce, wyciągnął swe drżące ręce przed siebie i patrzał. Czerwona posoka połyskiwała się. Wydał duszący krzyk. W korytarzu zapaliło się światło. Zreflektował się, na jego dłoniach nic nie było. To był długi koszmar podczas, którego krzyczał. Każdy czyn zadawał mu cierpienie. To była kara. Kara będąca męką, którą nie raz już przeżył.

            Do pomieszczenia wparował jak buldożer wuj. Chwycił dziecko za kołnierz i bił go, a on płakał. Chlipał cicho błagając o wybaczenie. Mężczyzna nie zwracał jednak na to uwagi. Zostawił go, gdy zemdlał z wycieczenia. Wszystko go bolało, śnił na jawie. Jęczał cicho.

           – Dość! Ja już nie chce, to boli! – Nikt go nie usłyszał, nikt mu nie pomógł. On trwał po prostu sam.


0oOo0

sobota, 14 lutego 2015

I - Dodatek Walentynkowy

Z okacji walentynek zamiast rozdziału pojawia się dodatek. Tekst dotyczy jak najbardziej fabuły tej serii. Opisałam kilka wydarzeń, które jeszcze nie nastąpiły, ale się pojawią. Mam nadzieję, że się spodoba. Nie ma tu yaoi, halo, to dopiero pierwszy rok, musi on dopiero poznać swe preferencje. Rozdział, ponieważ dzisiaj pojawia się „to”, zostanie dodany jutro tz. 15.02.2015 r. Następne rozdziały będą się pojawiały jednak co tydzień w niedzielę z powodu zaczynającej się dla mnie teraz szkoły. 

Paulina Szalona, w następnym rozdziale nieco się wytłumaczy, na razie zostaw te elemenciki, bo sama jeszcze do końca ich nie poskładałam. Rudym jest... sama się przekonaj, masz kilka informacji o nim w zakładce bohaterowie. He he, sama mam uśmiech czytając ten komentarz.
Panna Riddle, cieszę się, że wciąga, ja wciąż nie pewna, czy komuś się podoba. Niby wiadomo kiedy rozdział się skończy. Jak zajmie u mnie w Wordzie dwie lub dwie i pół strony.
Dagna Płecha, yaoi jest rzeczywiście daleko i nieprędko się pojawi. Prawda, Syriusz mówił do Harry'ego szczeniaku, ale ten tekst bardziej kojarzy mi się z Remusem.
Daga, chęci mam, czasu już mniej, a co do następnego rozdziału to zdradzę ci tylko, że będzie on wspomnieniami Harry'ego.
Ginger, cieszę się, że pomysł się podoba, mam nadzieję, że uda mi się go odpowiednio rozwinąć. Postaram się, by następne rozdziały były dłuższe, ale nic nie obiecuje, ach ta szkoła... Dzięki.

0oOo0

Dodatek Walentynkowy | List miłości

            Trwał właśnie pierwszy rok Harry’ego w Hogwarcie. Pomimo, że Walentynki były mugolskim świętem tu każdy czarodziej też je znał. Siedział przy stole swego domu, gdy podleciała do niego sowa z listem. Odwiązał pakunek, pogłaskał Amebę po piórkach i dał jej kilka owoców. Ta szarobura sowa należy do ich stada. Lubuję się w warzywach, owocach i roślinkach. Wszyscy nie rozumieją tego zjawiska, ale nie przeszkadza im ono.

            – Co to Harry? – zapytała się blondynka o piwnych oczach nachylając się w stronę kolegi.

            – Też jestem ciekaw. – Mówiąc to rozerwał kopertę  i wyciągnął kartkę.
            –  Czytaj na głos. – Zaproponowała dziewczyna robiąc maślane oczka.

Harry zastanowił się chwilę. Marszczył zabawnie nos i wydął usta.

           – No nie wiem – powiedział po dłuższej chwili ciszy.

           – Proszę – Obięła go. On na taki gest zarumienił się wściekle.

           – D, dobrze – zgodził się, a jego głos drżał z zaskoczenia, przejęcie i wstydu.

Oboje nachylili się nad listem. Potter rozwinął go i zaczął cicho czytać, by tylko ich dwójka to usłyszała.

            – Drogi Harry – zaczął, jednak blondynka znów mu przerwała.

            – U, zaczyna się poważnie. – Zaśmiała się perliście, a zielonooki spojrzał na nią wściekle.

            – Słuchaj, a nie gadaj. – Trzepnął ją w głowę i kontynuował. – Jak pewnie pamiętasz, dziś jest dzień amora. Ojciec trąbi mi o tym od rana, więc znów zmuszona jestem cię zadręczać.

            – Kto to jest? – zdziwiona dziewczyna zapytała się osoby obok.

            – Marlena z tego co się orientuje, a teraz ci. – Przyłożył palec do ust pokazując znak, by się uciszyła. – Z pewnością pamiętasz, jak udawaliśmy parę, bym nie dostała kary. Jestem ci za to wdzięczna, tylko tata wziął to na poważnie. Męczący on jest. Proszę cię  tylko teraz, nie śmiej się. Oto wierszyk miłosny, który kazał mi tobie napisać. Nie umiem rymować, nie znam przenośni i to okażę się zaraz wielką klapą. – Nabrał powietrza do ust, przerwali mu bliźniacy Weasley, którzy podeszli, by się przywitać. Zaciekawieni przyjrzeli się kartce.

            – Co to chłopie? – Fred zapytał młodszego kolegi.

            – List. – Bliźniaki spojrzeli na siebie dziwnie, wciąż patrząc sobie w oczy przytulili go.

            – No to czytaj – odezwał się George.

            – Obaj jesteśmy ciekawi…

            – Co znajduję się w nim…

            – Zrób to, tylko szybko…

            – Bo zaraz umrzemy z nudów – uśmiechnęli się do drobnej budowy chłopca. Odchrząknął i znów postanowił kontynuować.

            – Nie przerywajcie mi tylko – ostrzegł i mówił.

           – Dobrze – zgodzili się przybierając poważne miny.

           – W dzień gdy byliśmy razem,
Gdy pierwszy raz się spotkaliśmy,
Gdy twój „ojciec” cię do nas przyprowadził,
Zakochałam się w tobie.
Twe oczy jak iskierki były nie pewne jak nic,
A twa czarna czupryna dziwny wygląd miała.
Okazałeś się miły, wręcz bajecznie śliczny,
Aż me serce zapałało dziecinną miłością do ciebie.
Ratowałeś mnie w potrzebie,
Szeptałeś czułe słówka,
Do dziś pamiętam je szczerze.
Wspominać nie będę,
Bo po co dzisiaj.
Dzień zakochanych kłania się przed tobą
I wita czarując,
Kocham cię skarbie.

            – To jest urocze. – Blondynka odezwała się szeptem.

           – Racja, ale to jeszcze nie koniec listu, zaraz przekonasz się jaka ona jest. – Posłał jej czarujący uśmiech, a z jego ust wydobyły się następne słowa. – Obłe, rzygać mi się chcę od tych słówek. Naprawdę nie cierpię tego dnia. Czemu ja muszę mieć takiego ojca. Tylko to jest mu w głowie. – Podkreśliła z naciskiem słowo to. – „To tylko zabezpieczenie na przyszłość, inaczej nie znajdziesz męża” A co on tam wie. Jestem jego córką, ale niech się lepiej martwi o siebie. Dla mnie przyszłością jest spędzenie życia u boku bogatego, przystojnego, kochającego mężczyzny, a nie przy tobie. Nie obraź się, ale nie jesteś w moich standardach. Całuję, acz niechętnie Marlenka.

Bracia Weasley wybuchli długo powstrzymywanym śmiechem.

            – Taka kobieta jest świetna. – Zaśmiali się klepiąc Harry’ego w plecy.

           – Musimy ją chyba zwerbować – powiedział jeden z nich ocierając łzy.

           – Ani się ważcie, będzie zła. – Harry naburmuszył się.

           – Oczywiście, że tak. – Rozczochrali mu włoski i odeszli.

           – Wredni.

           – Masz rację – zgodziła się i pocałowała go w usteczka. – Wszystkiego najlepszego - uśmiechnęła się do niego i dokończyła swą wypowiedź - nabaw się lepiej wstrętu do kobiet. – Wybuchnęła śmiechem i podobnie jak jej poprzednicy, odeszła.

          – Wredoty – dokończył posiłek i  wyszedł z Wielkiej Sali zabierając ze sobą list.

0oOo0

czwartek, 12 lutego 2015

I - Rozdział 3

Zapraszam! Koniec przedmowy.

Dracze, twoja opinia wiele dla mnie znaczy.
Ania, bój się bój!
0oOo0

Rozdział 3 | Polana

            To było dziwne. Jeszcze kilkanaście minut temu był w „domu”, którego domem nazwać się nie da,  a teraz szuka wyjścia z pułapki, którą jest las. Słońce powoli chyliło się ku zachodowi. Przyzwyczajony, że brak mu zegarka spojrzał w niebo. Dzięki położeniu słońca mógł rozpoznać godzinę. Trwała właśnie pora kolacji, czyli osiemnasta trzydzieści, tak około. Księżyc wyjrzał już zza chmur. „Pora poszukać miejsca do przenocowania” – pomyślał i ruszył spełnić swe postanowienie. Szedł powoli, by niczego nie ominąć. Było tu mało miejsc, nie miał gdzie zostać na tą jedną noc. Niebo się zachmurzyło. Pech zawsze towarzyszył Harry’emu, więc nie dziwmy się, że tym razem znów mu doskwiera. Zimne krople zaczęły skapywać z nieba. Zatrząsnął się, gdy pierwsza z nich zetknęła się z jego ciałem. Jego ubranie było w tragicznym stanie. Nie, że nie dbał o nie, po prostu dostał je już takie.

            Skrył się pod drzewem, które w minimalnym stopniu chroniło go. Nagle do uszu Harry'ego dotarły dźwięki wycia. „To tylko psy, najwyżej wilki, nie bój się.” – Sam w to nie wierzył, ale zawsze warto jest mieć nadzieję. Od małego trwał w przekonaniu, że magia istnieje. Zdarzało się mu wiele niewyjaśnionych sytuacji i jeszcze ten mężczyzna. Kim on był?

            „Wilki” zbliżały się w jego kierunku. Czuły zapach obcej osoby. Ich terytorium nigdy nie zostało naruszone. Nigdy nie powinno to się stać.

            Prawdą było, że stworzenia, które zbliżały się były wilkołakami. Na niebie widniał okrąglutki księżyc obwieszczający pełnie. Wataha ta była jak rodzina. Wspierała się, pomagała sobie. Nikt nigdy się nie sprzeciwiał. Dowodził nimi wódz. Potężny stwór, najpotężniejszy ze stada – samiec alfa. Jego imię nie było tajemnicą, ale teraz pozwólmy, by otulił je puszek tajemnicy.

            Harry trząsł się z zimna i strachu. Pomimo, że było ciepło za dnia, w końcu trwało lato, na noc temperatura obniżała się jednak diametralnie. Przemokłe ubrania i niezagojone rany paliły. Cichy szloch wydobył się z jego ust. Był to niewybaczalny błąd. Czułe uszyska wychwyciły ten dźwięk i ruszyły w jego kierunku. Potter usłyszał szybkie przebieranie łap. Nie wiedział czemu to zrobił, ale zaczął uciekać. To sprawiło, że potwory zaczęły gonić. Biegł nie patrząc przed siebie. Upadał na kolana raniąc się do krwi. Zdzierał sobie ręce. Nie krzyczał. Nie potrafił, obawiał się, miał wątpliwości.

            Był już tym zmęczony. Ciągła ucieczka wcale mu nie pomagała. Przykucnął. Jego oddech  był urywany. „A co mi tam” uśmiechnął się. Wokół ustawiły się bestie wrogo wyszczerzając swe zębiska.

          – To chyba już mój koniec – powiedział, a łzy spłynęły nurtem po policzkach. – Koniec. – Powtórzył i zatrząsnął się. – Koniec.

I ruszyły. Pazury rozdrapywały stare rany i tworzyły nowe. Zębiska zakleszczały się na ciele przegryzając skórę. Krew sączyła się leniwym tokiem. Gdy stwory uznały, że czas już kończyć, bo zabawa im się znudziła, zostawiły go. Zostawiły na pastwę losu w lesie pełnym dzikich zwierząt.

wtorek, 10 lutego 2015

I - Rozdział 2

!! Do końca tego tygodnia tj. 15.02.2015 r. rozdziały pojawiać się będą co dwa dni, ponieważ mam ferie i masę wolnego czasu. Nie przyzwyczajajcie się jednak zbytnio, po tym czasie rozdziały będę starała się dodawać co tydzień. Przepraszam jeżeli pojawią się jakieś poślizgi, ale będziecie musieli mi wybaczyć. Mam szkołe !!

Kao Y, cieszę się, że ci się podoba. Uwagi są słuszne. Mam nadzieję, że teraz jest choć trochę lepiej. Szablon ogólnie zostanie zmieniony, więc... no po prostu przymykaj na to oko. Czekam na szablon z szabloniarni. Dodatkowo jestem zaszczycona. Jesteś moją ulubioną autorką i już długi czas czytam twego bloga.

Paulina Szalona, ciekawe? O matko, dziękuję. Takie komentarze jak twój zawsze podnoszą mnie na duchu. Co do szkoły to postaram się to w późniejszych rozdziałach wytłumaczyć. Zobaczymy pożyjemy, co z tego Harry'ego wyrośnie? Sama nie jestem pewna. Na ostatnie pytanie odpowiedziałam już wcześniej, chyba widać? XD

0oOo0

Rozdział 2 | Ostatni dzień pobytu

            Po skończonych torturach wrzucony został do swej komórki. Podniósł się powoli na kolanach, nie chcąc urazić sobie pleców. Sięgnął do półeczki po drewnianą szkatułkę, pudełeczko. Otworzył wieko i ku jego uldze zobaczył w niej bandaż, maści, syropy itp. Zdjął z pleców koszulkę, która lepiła się od potu i krwi z głębszych ran.  Odkręcił maść na siniaki, która jak mu się wydało, była najlepszym wyborem. Opar się o ścianę i zaczął smarować tył zaczynając od lędźwi. Delikatnie wmasowywał maź w ciało starając się niczego nie urazić. Nabrał następną jej porcję i wyginając się w przysłowiowy koci grzbiet, starał się dostać do wyżej położonego odcinka. Nagle, ni z tego, ni z owego poczuł na plecach czyjś ciepły dotyk. Chciał się odwrócić, lecz osoba za nim stojąca nie pozwoliła mu na to. Przeraził się. Strach przejął nad nim kontrole, a on zaczął się trząść jak w febrze. Tajemnicza osoba rozluźniająco masowała jego plecy i szeptała.

            – Nie bój się maluchu. Nie obawiaj się. Nic ci się przy mnie nie stanie.

            – Ale… - Harry chciał zaprotestować bezsilnie.

            – Bez żadnych skarg – powiedział pewnym siebie głosem. – Dawaj tą maść, pomogę ci – Wypowiadając te słowa wyciągnął dłoń.

Harry już bez protestów podał mu maść.

            – Zaskakująco dobry wybór – Wydał się być zdziwiony.

Tak, Harry taki był. Poddawał się wpływom osób znanych i nie tylko. Chociaż ma masę wątpliwości to i tak nic z tego nie wynika. Nie chce być znów poszkodowany.

            Czuł jak po ciele prześlizgują się te nieznajome ręce. Starają się nie zadawać mu bólu jednak to nie jest możliwe, bo przy każdym ruchu przejeżdża po ranie, która, choć była starsza, to paliła ogniem. Mężczyzna zdziwiony był reakcją dziecka „To jest nienormalne, nierealne” – pomyślał, a jego palce zacisnęły się w pięści. „Co ci ludzie mu robili?” – zadał sobie pytanie w duchu.

            Skończył. Zmierzwił mu już i tak rozczochrane włoski i zniknął jak zaczarowany wypowiadając tylko jedno słowo – przybędę. Kiedy? Nie wiadomo, ale Harry poczuł się szczęśliwy. „Może jest to nieznajomy, może jest to całkiem obca mi  osoba, jednak on się martwi i chce mi pomóc”. Uśmiechnął się wyciągając spod materaca obraz kobiety. Znów na nią patrzył. Mijały godziny, a noc zbliżała się ku świtowi. Zamknął oczy uspakajając się. Schował znów swój twór. Wstał, czekał, trwał do momentu aż nie przybędzie wuj lub ciotka każący zrobić śniadanie.

            Gdy zegar wybił wpół do ósmej rozległ się dźwięk zwalnianego zamka. Drzwi się ponownie otworzyły. Petunia stała z wrogo nastawioną miną i patrzyła niechętnie na młodzieńca stojącego przed nią.

            – Wyłaź – Czy to nie wydaje się znajome? Znów te same słowa padają z ust  tej samej kobiety. Powtarza je zawsze. Nie stara się o uprzejmość. Jest po prostu jaka jest.
Kiwnął głową i wyszedł. Skierował się do kuchni. Podobnie jak wczoraj, jak przedwczoraj i w wielu innych dniach.

            – Dzisiaj Dudley spotyka się ze znajomymi w parku na piknik. – Jej silny głos rozbrzmiał nim dotarł jeszcze do celu. – Zadbaj by miał wszystko co najlepsze. Przygotuj kanapeczki, ciasteczka, a ze wszystkim masz się wyrobić do dziesiątej.

            – Jajko sadzone i boczek? – blondynka była zdziwiona. Zamyśliła się  i wywnioskowała, że chodzi o śniadanie.

            – Tak – zgodziła się i ruszyła do salonu oglądać jakąś pustą telenowele.

            Bez żadnych zbędnych słów ruszył przygotować potrawę. Z wprawą wybił jajka, zasmażył na patelni wraz z boczkiem. Postawił talerze na stole i czekał. Czy pozwolą mu dziś coś zjeść? Nie miał pokarmu w ustach od tygodnia. Nie starał się podjadać. Zbyt dużo razy już mu się oberwało. Nie byłby na tyle odważny, by wykonać taki zabieg.

            – A ty co? – wydarła się na niego. – Nie masz co robić? Piknik Dudziaczka czeka.

Nie widziała ona jak w oczach jej siostrzeńca pokazały się łzy. Jej to nie obchodziło. Miała swój skarb. Otarł zdradzieckie krople i odszedł. Nie zadręczając się już przygotował cały prowiant. Znalazł  jakiś koszyk, koc i popakował rodzinę. Czekał patrząc jak się posilają. Znów nic nie zjadł. Gdy pan Dursley zaobserwował, że chłopak skończył najzwyczajniej w świecie wygonił go.
  
          Tym razem nie był zamknięty, jednak wyjść też nie mógł. Wyciągnął już po raz któryś blok i ołówek. Gotowe obrazki przewrócił na drugą stronę i skupiając się zaczął rysować. Kreślił krzywe, proste, falowane linie. Jeździł ołówkiem po kartce jak na lodowisku. Bez potknięć, bez błędów. Był sobą, stał się osobą, którą skrycie w sercu podziwiał. 

       Mały zagajnik pojawił się. By ożywić przytłaczający obraz dodał sarny. Przechadzały się one leniwie po polanie. Małe chlapały wodę z rzeczki, która płynęła sobie spokojnym nurtem. Jeleń jak przystało na mężczyznę stał dumnie pilnując swej rodziny. Wiewiórki goniły się po drzewach. A łasice i kuny polowały na małe zwierzątka. By dokończyć już i tak piękną sztukę, nałożył na wszystko cienie. Choć na pierwszy rzut oka obraz wydawał się ponury z wnętrza biło ciepło, które może znać tylko osoba pozbawiona miłości.

            – Piękne. – Usłyszał za sobą zdawkowy szept.

            – Co? – Odwrócił się zdziwiony. Przed nim stał mężczyzna o ognistych włosach. Oczy miał błękitne. Był czarujący. – To ty! – Uśmiechnął się promiennie rzucając w jego kierunku i zawieszając się na szyi.

            – Wróciłem – powiedział te słowa przytulając do siebie małe ciałko. – Przykro mi – rzekł i uronił łzę.

            – O co chodzi? – Harry był zdziwiony gdy poczuł tą ciecz.

            – Przetrwaj.

            Świat nagle zawirował, a on znalazł się na polanie. Nie było nawet jednej żywej duszy. Przynajmniej tak mu się wydawało.


0oOo0

Obserwatorzy