niedziela, 15 lutego 2015

I - Rozdział 4

Przepraszam wszystkich, że tak późno. Zapomniałam o projekcie z angielskiego i od 20.00 nad nim harowałam.

Dopiero teraz mam czas, tj. 01.03

Dagna Płecha, list jak list. Do innej organizacji, przekonacie się o co jeszcze w tym chodzi. Nie to nie smoczek. Na pewno nie w Gryffindorze. Czy chodziło ci o Dziennik Vergithii? (napisałaś Verghilii)
Daga, zazdroszę ci tych rekolekcji. Naprawdę? Ten rozdział jest KAWAII? Nie myślałam. Czytając ten komentarz uśmiech nie chciał zejść mi z twarzy.
Panna Riddle, nowe pokolenie huncwotów się tworzy? Można tak powiedzieć. Dodatek ten miał być właśnie przedsmakiem dalszej fabuły. Zgodzę się z tym, że można z tego "rozdziału" wyciągnąć wiele wniosków. Mi chyba najbardziej spodobał się ten "komentarz", wierszyk, no taki, dziwny. ;/

0oOo0

Rozdział 4 | Wspomnienia


Był jesienny poranek Harry wybudzony ze swego snu stał w kuchni próbując przygotować coś do jedzenia. Nie potrafił gotować, nie dostał wskazówek jak to się robi, a przy nim stała ciotka, która co chwilę się wydzierała. Nie potrafił wybić jajek i skorupki wraz z zawartością wleciały na patelkę. Mały chłopiec próbował  ratować to co z tego dnia jeszcze zostało. Nie mógł się jednak skupić, uderzony przez ciotkę w głowę miał problemy z koncentracją. Wszystko się skończyło. Spalił.

Wraz z Dudley’em zaprowadzony został do przedszkola. Otyły chłopak udał się do kolegów, a zielonooki zajął swoje zwyczajowe miejsce przy oknie. Po kilkunastu minutach ktoś przerwał tą względną ciszę.

            – Cześć – przed Harry’m stał blondynek o brązowych oczach, który milę się do niego uśmiechnął.

            – Cześć – powiedział i wskazał miejsce obok siebie. – Usiądziesz?

            – Chętnie. – przysiadł on obok Harry'ego. – Czemu zawsze siedzisz tu sam? – Nie dziwmy się jego dociekliwości. W końcu są to jeszcze maluchy.

            – Nie ważne. – Spojrzał w niebo i przestał zwracać uwagę na chłopczyka.

            – Jak masz na imię? – Dzieciak nie dawał za wygraną.

            – Harry.

            – Ja jestem Jemi, zaprzyjaźnijmy się. – Jego oczy rzucały radosne iskierki.

            – No dobrze – zgodził się niechętnie.

Następnego dnia, gdy przyszedł do przedszkola jego tak zwany „przyjaciel” odciął się od niego. Brązowooki rzucał w jego stronę smutne spojrzenie, ale czas spędzał z Dursley’em, z którym zaprzyjaźnił się tego dnia. Przechodząc koło jego postaci blondynek szepnął cicho słowo „przepraszam”. Harry poczuł niewyobrażalny smutek. Znów po raz któryś został odrzucony. Po raz któryś rodzice zabronili się komuś z nim kolegować. Czy on nie jest w ogóle nic warty?

            Pierwszy rok i problemy. W dniu rozpoczęcia został przydzielony do klasy nie miał nikogo z kim mógłby podzielić się problemami. Podeszła do niego uśmiechnięta kobieta pytając się, czemu nie bawi się z dziećmi. Nie odpowiedział, zlekceważył ją i zaczął rysować na kartce. Spojrzała i odeszła. Wieczorem zadzwoniła ona do Petunii. Nigdy nie został już puszczony do szkoły. Jaki był powód? Nie wiedział, ale próbował w sobie zamaskować ból, który czuł.

            Późniejsze dni były rutynowe. Wstawał wcześnie rano i sam uczył się gotować, zmywał, prał, zajmował się domem. Petunia w tym czasie rozmawiała z sąsiadkami, a on tyrał. Vernon, gdy wracał do domu karał chłopca za wszystkie źle wykonane zadania. By tego nie było mało, Dudley znęcał się nad kuzynem. Bił go, szykanował. Chłopiec co noc płakał w poduszkę. Co noc wylewał łzy. W wieku ośmiu lat znalazł sposób na odstresowanie się.

            Był wiosenny poranek, siedział sam na huśtawce na placu zabaw i lekko kołysał się na tym sprzęcie. Nudziło się mu i swoją nóżką grzebał w piachu. Nie miał co robić, gdy zszedł z huśtawki, chwycił w dłonie jakiś patyk i zaczął rysować nic nieznaczące wzorki. Spodobało się to mu. Po chwili szlaczki zaczęły przypominać kwiatki. Były krzywe, niewyraźne, ale chłopczyk był z siebie zadowolony.

            Tego samego dnia ukradł pierwszą rzecz  w życiu. Kradł, by się odstresować, by nie cierpieć. Przechodząc obok jakiegoś sklepiku starszego wiekiem mężczyzny zobaczył, że ten zasnął, bo kupców nie było w tym czasie. Wszedł po cichu do pomieszczenia starając się go nie obudzić. Rozejrzał się po sklepiku, z lady zabrał kilka ołówków, a po dokładnym rozejrzeniu się dostrzegł też bloki rysunkowe. Zabrał dwa z nich i uciekł kryjąc wszystko pod zadurzą na niego bluzą. Czuł wyrzuty sumienia, ale gdy zaczął szkicować wszystkie te odczucia poszły w zapomnienie, zostało tylko spełnienie.

            Wieczorami malował, za dnia pracował, a nocą starał się usnąć przewracając z boku na bok.

            Gdy dzień chwyta swe żniwo piekielne, gdy kieruje losem pechowym, gdy serce z kamienia się łamie, gdy oddech daje nadzieję. Gdy piękność świata jest dana zobaczyć cierpiącemu czuje on ciepło, miłość, chwilę wytchnienia. Zamierasz, bo twe ciało dygocze jak liść na wietrze. Twa dusza cierpi w chwili przerażenia. Czujesz, że coś się zaczyna, lecz nie potrafisz tego poskromić. Idziesz, widzisz góry, pachołki, budynki. Zero odzewu, głos zamiera w twej buzi. Czujesz, że tułaczka cię męczy. Wichura pochłania twe ciało, widzisz krew, czy to są twoje ręce? Czy to ty pragniesz ich zabić? Czy to ty podchodzisz i przebijasz ich ciało sztyletem? Czy to ty zadajesz im cierpienie? Nie, to są jego ręce. Nie, to on pragnie ich zabić. Nie, to on podchodzi i przebija ich ciało sztyletem. Nie, to on zadaje im cierpienie. Idziesz dalej, napotykasz na swojej drodze ludzi. Odtrącają chłopca, parskają na jego żałosny widok śmiechem. Poddaje się. Pada na kolana i płacze.

            Harry obudził się ze snu w swej komórce, wyciągnął swe drżące ręce przed siebie i patrzał. Czerwona posoka połyskiwała się. Wydał duszący krzyk. W korytarzu zapaliło się światło. Zreflektował się, na jego dłoniach nic nie było. To był długi koszmar podczas, którego krzyczał. Każdy czyn zadawał mu cierpienie. To była kara. Kara będąca męką, którą nie raz już przeżył.

            Do pomieszczenia wparował jak buldożer wuj. Chwycił dziecko za kołnierz i bił go, a on płakał. Chlipał cicho błagając o wybaczenie. Mężczyzna nie zwracał jednak na to uwagi. Zostawił go, gdy zemdlał z wycieczenia. Wszystko go bolało, śnił na jawie. Jęczał cicho.

           – Dość! Ja już nie chce, to boli! – Nikt go nie usłyszał, nikt mu nie pomógł. On trwał po prostu sam.


0oOo0

7 komentarzy:

  1. T.T Haaarryyy~!!! T.T
    Teraz, to ja bym najchętniej tam wparowała jak buldożer tyle tylko że ja nie biłabym Harry'ego a możliwe, że próbowała zakatrupić Vernona.. Chociaż aktualnie,to nie czuję jakoś gniewu, może później będę. Teraz, to czuję raczej smutek. :( No bo jak ta można... Ugh..!! Echh... Racja, to Dursley'e.
    ........................
    Wrrr!!!
    Hyyhh~ Ale mam nadzieje, że teraz będzie miał lepiej.. Że w końcu ktoś się nim zaopiekuje, pocieszy go, ochroni...
    No, to może niech będzie tyle.. :)
    Pozdrawiam, życzę OOOGROOOMUUU WENY, CZASU też jak najwięcej. ;) No i CHĘCI na dalsze pisanie. :)
    ~Daga ^.^'
    P.S. Nie przejmuj się, że ta późno, ważne, że jest. ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. Znalazłaś we mnie wierną czytelniczkę

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudnie piszesz.kiedy nowy rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
  4. Boski rozdział kiedy następny ? :D

    OdpowiedzUsuń
  5. kiedy będzie następny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  6. Witam,
    świetny rozdział, naprawdę mam wielką ochotę zrobić cos Dursleyom...
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy