wtorek, 10 lutego 2015

I - Rozdział 2

!! Do końca tego tygodnia tj. 15.02.2015 r. rozdziały pojawiać się będą co dwa dni, ponieważ mam ferie i masę wolnego czasu. Nie przyzwyczajajcie się jednak zbytnio, po tym czasie rozdziały będę starała się dodawać co tydzień. Przepraszam jeżeli pojawią się jakieś poślizgi, ale będziecie musieli mi wybaczyć. Mam szkołe !!

Kao Y, cieszę się, że ci się podoba. Uwagi są słuszne. Mam nadzieję, że teraz jest choć trochę lepiej. Szablon ogólnie zostanie zmieniony, więc... no po prostu przymykaj na to oko. Czekam na szablon z szabloniarni. Dodatkowo jestem zaszczycona. Jesteś moją ulubioną autorką i już długi czas czytam twego bloga.

Paulina Szalona, ciekawe? O matko, dziękuję. Takie komentarze jak twój zawsze podnoszą mnie na duchu. Co do szkoły to postaram się to w późniejszych rozdziałach wytłumaczyć. Zobaczymy pożyjemy, co z tego Harry'ego wyrośnie? Sama nie jestem pewna. Na ostatnie pytanie odpowiedziałam już wcześniej, chyba widać? XD

0oOo0

Rozdział 2 | Ostatni dzień pobytu

            Po skończonych torturach wrzucony został do swej komórki. Podniósł się powoli na kolanach, nie chcąc urazić sobie pleców. Sięgnął do półeczki po drewnianą szkatułkę, pudełeczko. Otworzył wieko i ku jego uldze zobaczył w niej bandaż, maści, syropy itp. Zdjął z pleców koszulkę, która lepiła się od potu i krwi z głębszych ran.  Odkręcił maść na siniaki, która jak mu się wydało, była najlepszym wyborem. Opar się o ścianę i zaczął smarować tył zaczynając od lędźwi. Delikatnie wmasowywał maź w ciało starając się niczego nie urazić. Nabrał następną jej porcję i wyginając się w przysłowiowy koci grzbiet, starał się dostać do wyżej położonego odcinka. Nagle, ni z tego, ni z owego poczuł na plecach czyjś ciepły dotyk. Chciał się odwrócić, lecz osoba za nim stojąca nie pozwoliła mu na to. Przeraził się. Strach przejął nad nim kontrole, a on zaczął się trząść jak w febrze. Tajemnicza osoba rozluźniająco masowała jego plecy i szeptała.

            – Nie bój się maluchu. Nie obawiaj się. Nic ci się przy mnie nie stanie.

            – Ale… - Harry chciał zaprotestować bezsilnie.

            – Bez żadnych skarg – powiedział pewnym siebie głosem. – Dawaj tą maść, pomogę ci – Wypowiadając te słowa wyciągnął dłoń.

Harry już bez protestów podał mu maść.

            – Zaskakująco dobry wybór – Wydał się być zdziwiony.

Tak, Harry taki był. Poddawał się wpływom osób znanych i nie tylko. Chociaż ma masę wątpliwości to i tak nic z tego nie wynika. Nie chce być znów poszkodowany.

            Czuł jak po ciele prześlizgują się te nieznajome ręce. Starają się nie zadawać mu bólu jednak to nie jest możliwe, bo przy każdym ruchu przejeżdża po ranie, która, choć była starsza, to paliła ogniem. Mężczyzna zdziwiony był reakcją dziecka „To jest nienormalne, nierealne” – pomyślał, a jego palce zacisnęły się w pięści. „Co ci ludzie mu robili?” – zadał sobie pytanie w duchu.

            Skończył. Zmierzwił mu już i tak rozczochrane włoski i zniknął jak zaczarowany wypowiadając tylko jedno słowo – przybędę. Kiedy? Nie wiadomo, ale Harry poczuł się szczęśliwy. „Może jest to nieznajomy, może jest to całkiem obca mi  osoba, jednak on się martwi i chce mi pomóc”. Uśmiechnął się wyciągając spod materaca obraz kobiety. Znów na nią patrzył. Mijały godziny, a noc zbliżała się ku świtowi. Zamknął oczy uspakajając się. Schował znów swój twór. Wstał, czekał, trwał do momentu aż nie przybędzie wuj lub ciotka każący zrobić śniadanie.

            Gdy zegar wybił wpół do ósmej rozległ się dźwięk zwalnianego zamka. Drzwi się ponownie otworzyły. Petunia stała z wrogo nastawioną miną i patrzyła niechętnie na młodzieńca stojącego przed nią.

            – Wyłaź – Czy to nie wydaje się znajome? Znów te same słowa padają z ust  tej samej kobiety. Powtarza je zawsze. Nie stara się o uprzejmość. Jest po prostu jaka jest.
Kiwnął głową i wyszedł. Skierował się do kuchni. Podobnie jak wczoraj, jak przedwczoraj i w wielu innych dniach.

            – Dzisiaj Dudley spotyka się ze znajomymi w parku na piknik. – Jej silny głos rozbrzmiał nim dotarł jeszcze do celu. – Zadbaj by miał wszystko co najlepsze. Przygotuj kanapeczki, ciasteczka, a ze wszystkim masz się wyrobić do dziesiątej.

            – Jajko sadzone i boczek? – blondynka była zdziwiona. Zamyśliła się  i wywnioskowała, że chodzi o śniadanie.

            – Tak – zgodziła się i ruszyła do salonu oglądać jakąś pustą telenowele.

            Bez żadnych zbędnych słów ruszył przygotować potrawę. Z wprawą wybił jajka, zasmażył na patelni wraz z boczkiem. Postawił talerze na stole i czekał. Czy pozwolą mu dziś coś zjeść? Nie miał pokarmu w ustach od tygodnia. Nie starał się podjadać. Zbyt dużo razy już mu się oberwało. Nie byłby na tyle odważny, by wykonać taki zabieg.

            – A ty co? – wydarła się na niego. – Nie masz co robić? Piknik Dudziaczka czeka.

Nie widziała ona jak w oczach jej siostrzeńca pokazały się łzy. Jej to nie obchodziło. Miała swój skarb. Otarł zdradzieckie krople i odszedł. Nie zadręczając się już przygotował cały prowiant. Znalazł  jakiś koszyk, koc i popakował rodzinę. Czekał patrząc jak się posilają. Znów nic nie zjadł. Gdy pan Dursley zaobserwował, że chłopak skończył najzwyczajniej w świecie wygonił go.
  
          Tym razem nie był zamknięty, jednak wyjść też nie mógł. Wyciągnął już po raz któryś blok i ołówek. Gotowe obrazki przewrócił na drugą stronę i skupiając się zaczął rysować. Kreślił krzywe, proste, falowane linie. Jeździł ołówkiem po kartce jak na lodowisku. Bez potknięć, bez błędów. Był sobą, stał się osobą, którą skrycie w sercu podziwiał. 

       Mały zagajnik pojawił się. By ożywić przytłaczający obraz dodał sarny. Przechadzały się one leniwie po polanie. Małe chlapały wodę z rzeczki, która płynęła sobie spokojnym nurtem. Jeleń jak przystało na mężczyznę stał dumnie pilnując swej rodziny. Wiewiórki goniły się po drzewach. A łasice i kuny polowały na małe zwierzątka. By dokończyć już i tak piękną sztukę, nałożył na wszystko cienie. Choć na pierwszy rzut oka obraz wydawał się ponury z wnętrza biło ciepło, które może znać tylko osoba pozbawiona miłości.

            – Piękne. – Usłyszał za sobą zdawkowy szept.

            – Co? – Odwrócił się zdziwiony. Przed nim stał mężczyzna o ognistych włosach. Oczy miał błękitne. Był czarujący. – To ty! – Uśmiechnął się promiennie rzucając w jego kierunku i zawieszając się na szyi.

            – Wróciłem – powiedział te słowa przytulając do siebie małe ciałko. – Przykro mi – rzekł i uronił łzę.

            – O co chodzi? – Harry był zdziwiony gdy poczuł tą ciecz.

            – Przetrwaj.

            Świat nagle zawirował, a on znalazł się na polanie. Nie było nawet jednej żywej duszy. Przynajmniej tak mu się wydawało.


0oOo0

5 komentarzy:

  1. No, Dracze Cię chwali! Spodziewałam się czegoś zdecydowanie gorszego, a tu proszę! Nie wiem, czy sama napisałabym to dużo lepiej... Znalazłam kilka błędów, kilka rzeczy mi nie pasowało, ale ogólnie prezentuje się lepiej niż dobrze. Jednym słowem: BRAWO. Jestem pełna podziwu, serio. #Dracze

    OdpowiedzUsuń
  2. Zaczynam się bać o Harry'ego xD Ale naprawdę świetne ^-^ Nie mogę doczekać się ciągu dalszego :*
    Weny życzę :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Łoho... Haaarryyyy~!! Trzymaj się..! Rany, co oni ci zrobili...?!
    Rozdział świetny, straaaznieee wciąga!!! Pozdrawiam i lecę do następnego!!!
    ~Daga ^.^'

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam,
    dobry rozdział, Dursleyowie mnie denerwują, gzie teraz wylądował Harry?
    Dużo weny życzę Tobie...
    Pozdrawiam serdecznie Basia

    OdpowiedzUsuń
  5. Rudy.. Strzeż się! Zrobisz coś Harry'emu, a.. Coś tam ci zrobię! Dziewczyno, pisz dalej! Dawno nie czytałam takiego dobrego bloga.
    Daughter Coś Tam

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy