Odpowiedź: Nie!
Po jakże "pochlebnej" recenzji mojego bloga postanowiłam zebrać się w sobie i napisać historię od nowa. Zamysł pozostał ten sam jednak wykonanie uległo zmianie.
Prolog pojawił się dzisiaj. Jest bardzo "długi". Rozdział 1 pojawi się w następny weekend, a Rozdział 2 za miesiąc (Też was kocham <3). Od tego czasu pojawiać będzie się regularnie co miesiąc.
Tak gadam tu i gadam a nie podałam wam adresu. Mam nadzieję, że ze mną zostaniecie na dłużej śledząc przygody nie tylko Pottera, ale też i innych moich bohaterów. >> Klik <<
niedziela, 31 maja 2015
sobota, 14 marca 2015
Zaproszenie!
Złudne szczęście ludzkiego życia - Nowy blog, zapraszam wszystkich do czytania. Nie jest to fanfiction, a zwykłe opowiawiadanie mojego autorstwa.
Są na nim przedstawione moje refleksje w formie opowiadania, które opisuje życie gimnazjalistki, zachacza ono o psychologie, a w późniejszym czasie pojawi się fantasy.
Nie jest to blog yaoi, jednak chce pokazać, że homoseksualist nie jest zły, dlatego wzmianki lub nawet bliskie osoby mogą nimi być. Nie liczcie na gorące sceny, ale drobne pocałunki pojawią się, tak samo jak i przytulanki.
Zapraszam raz jeszcze do lektury!
niedziela, 8 marca 2015
I - Rozdział 5
\`\`\
\`\`\`\
\`\`\`\`\
\`\`\`\`\`\
\`\`\`\`\`\`\
\`\`\`\`\`\`\`\
\`\`\`\`\`\`\`\`\
\`\`\`\`\`\`\`\`\`\
Oficjalnie ogłaszam, że w naszej małej ankiecie, większość odpowiedzi była pozytywna. Zatem jestem zaszczycona mogąc poinformować was, rusza mój fanpage. Dzięki temu, będziecie zawsze na bieżąco. FB
Teraz czas chyba przejść do komentarzy ;)
Daga, też nie lubię Dursley'ów - mało powiedziane, nie cierpię ich - też bym tam wparowała i też smuci mnie historia Harry'ego, pomimo, że sama ją napisałam.
Harry już znalazł kogoś, kto się nim zaopiekuję. ;)
Yuki-chan, miło mi.
Skompikowana - kalipso nereid, nie obrazisz się jak będę cię tak nazywać, dziękuję, aktualność na fb.
Anonimku, cieszę się, że się podoba, aktualności na fb.
Anonimku, mówisz i masz.
-----------------------------------—
Do wszystkich anonimków, podpisujcie się jakoś, nawet zwykłym X, jeżeli jest was więcej, to nie wiadomo, komu odpowiadam.
:)
0oOo0
Rozdział 5 | Pobudka
Mijał już któryś z kolei tydzień od odnalezienia chłopca
przez Natana. Miał on wiele wątpliwości, jednak starał się tym nie przejmować i
zwycięsko brnął na przód. Kruz spojrzał czule na Harry’ego przeczesując jego
mokre od potu włosy. Przez te trzy tygodnie unikał spotkania ze stadem i można
powiedzieć, że raczej mu to wychodziło W momencie, gdy znalazł chłopca,w jego
głowie pałętała się jedna myśl, która prawdopodobnie wkrótce się spełni . Jest
to dziwne przeświadczenie. Z pewnością nie jest ono naturalne, ale sprawdza się
za każdym razem.
Kruz zmienił okład na czole Pottera. Zajmował się on nim
przez dzień i noc. Był tym wszystkim zmęczony. Do tego wszystkiego dochodziła
jeszcze zbliżająca się wielkimi krokami pełnia. Trzy dni przed nią nastąpią
wakacje. Rodzice nie mogli się już doczekać powrotu swoich kruszyn, które
kruszynami już nie były, bo miały około szesnastu lat. Od piętnastego roku
każde z nich uczyło się w szkole z internatem, reszta zostawała i pomagała
stadzie podczas pełni. Nastolatki co
roku wyjeżdżały, by powrócić dzień po zakończeniu roku szkolnego. Dzieci, które
pozostały, można by naliczyć na palcach,
ich liczba wynosiła okrągłe dziesięć. Poza nimi powrócą też rodziny, które na
czas roku szkolnego wyjeżdżają za granicę
do pracy.
Natan najbardziej
obawiał się powrotu przyjaciółki. Miał wątpliwości, ponieważ jest ona jedną z
nielicznych osób mogącą odkryć chłopca.
Z
pewnością zastanawiające jest, gdzie osiadły się opisywane postaci. Natan po
tym, jak znalazł chłopca i trzymał go już w ramiona, po krótkim namyśle udał
się do kryjówki. Znalazł ją w wieku czternastu lat. Była to grota znajdująca
się u końca lasu.
Mężczyzna podniósł
zmęczony wzrok w momencie, gdy Harry
zaczął majaczyć.
–
To boli! – krzyknął, a Kruza przeszły ciarki. Naprawdę martwił się o Pottera.
Nie
przejmował się już swym zmęczeniem, podniósł się na równe nogi i podszedł do
Harry’ego i zaczął się
nim zajmować . Zmienił okład, Zmierzył temperaturę . Zmartwił się, gdyż
ona w ogóle nie spadała , po mimo, że
wcześniej zastosował potrzebne do tego zabiegi. Potter miał już prawię czterdzieści stopni, co napawało
Natana strachem Odwrócił się do leków. Choć był niepewny napoił Pottera eliksirem, okrył go ciepłą kołdrą. Przeczesał jego włosy raz
jeszcze i czule się uśmiechając, opuścił
grotę , udając się na obiad.
Gdy tylko
Kruz wszedł do budynku, od razu skierował się do swego pokoju. Lubił
to pomieszczenie. Było utrzymane w szarej tonacji. Podłogę pokrywał gruby,
puszysty malinowy dywan, a łóżko błękitna pościel. Meble wykonane były z dębu, a drzwi to zwykły sklepowy plastik. Zawsze rozbawiało go to wyrażenie.
Skierował się do szafy, wyjął z niej
zielony ręcznik i czyste ubrania. Na strój składała się biała rozpinana koszula
oraz niebieskie jeansy, wyciągnął również
bieliznę i wszedł do łazienki.
Co go skusiło, by zaopiekować się tym chłopcem ? Przecież
on nie umie się zaopiekować nawet sobą, jak często mówiła jego koleżanka – Alice. Ciągle się zaniedbywał. Co prawda,
gdy dorósł, zmieniło się to. Nie rozumiał, dlaczego w momencie,
kiedy zobaczył małego brzdąca, nie mógł się nim nie zająć. Czy było to tylko
chwilą słabości? A może to chęć
posiadania rodziny nie dawała mu spokoju?
Szybko dokończył branie
prysznica zakręcając chłodniejącą wodę. Ubrał się, na nogi założył
jeszcze brązowe adidasy i powolnym krokiem, zamykając drzwi pokoju, udał się do
jadalni.
Gdy znalazł się w pomieszczeniu , pierwszym, co go przywitało, był panujący wszędzie
harmider.
– Wreszcie postanowiłeś zaszczycić nas swą
obecnością – Samiec alfa zwrócił się do Natana.
Skierował
w jego stronę wzrok i sztucznie się uśmiechnął.
–
Tak, przepraszam, że nie pojawiałem się od dłuższego czasu – Przymilnie odezwał
się do wodza . Był to wysoki mężczyzna o
brązowych włosach sięgających do ramion. Miał chabrowe oczy i ciągle palił
papierosy. Przy nim swe miejsce zajmowała jego
żona, blondwłosa kobieta, która
naturalnie jest ruda, mile się do niego
uśmiechała. Gdy zwrócił się tutaj z
prośbą o przyjęcie do stada, to ona
przekonała męża, by dał mu szansę się
wytłumaczyć. Wtargnięcie na jego teren
było zdradą , ponieważ czarodzieje, a on owym był, mieli podpisany pakt, który
zakazuje pojawiania się w ich pobliżu. Zabijał takie osoby, nie dając nawet
chwili na wytłumaczenie. Zasady trochę się zmieniły od tego czasu, bo teraz
tyczyło się to tylko osób dorosłych, ale
i tak są one bezwzględne i okrutne. – Widzę, że i dla mnie jest porcja. – Usiadł
na swym miejscu, sięgając po
łyżkę. Ze smakiem zaczął zajadać się
ulubioną zupą.
–
A nie mówiłam! – Zwycięski dziecięcy krzyk
rozniósł się po pomieszczeniu. Była to córka Astora. Siedziała obok swej matki.
Jadalnia była pełna niezwykłych osób. Ludzie należący do stada mieli różną
narodowość. Nie tylko pochodzili oni z Anglii, mieszkały tam również Francuzi,
Irlandczycy itd.– Ha! Od razu przyszedł na swoje ulubione danie! Jesteś mi
winny nasz zakład! – wykrzyknęła radośnie do „kucharza ”.
–
Tak, tak, masz tutaj te lody. –
Podszedł do Marlenki i wcisnął jej w ręce truskawkowy deser.
–
Zakładałeś się z dzieckiem! – Wściekły krzyk jej matki rozniósł się po całym
domu. – Mam nadzieję, że wiesz, co cię za chwilę czeka – powiedziała już
dziwnie spokojnym głosem.
On
jednak już uciekał. Gdy ta kobieta się
wkurzy, jest naprawdę źle.
–
Spokojnie, Neli. – Mąż
próbował ją jakoś uspokoić. - Nic się nie dzieje. Nie martw się. Nie
musisz się nim przejmować. Ja już sam go ukatrupię.
To było jeszcze
gorszę doznanie.
W między czasie , gdy w ogromnym budynku, muszącym pomieścić ponad czterdzieści osób
odbywały się kłótnie, modlitwy, obiady i inne
zdarzenia, Harry obudził się ze
snu. Pełen wątpliwości podniósł się do siadu a następnie wstał , by powolnym
oraz chwiejnym krokiem opuścić miejsce
odpoczynku.
–
Gdzie jestem? – zapytał się sam siebie ochrypłym głosem.
0oOo0
Beta: Degausser
Beta: Degausser
niedziela, 15 lutego 2015
I - Rozdział 4
Przepraszam wszystkich, że tak późno. Zapomniałam o projekcie z angielskiego i od 20.00 nad nim harowałam.
Dopiero teraz mam czas, tj. 01.03
Dagna Płecha, list jak list. Do innej organizacji, przekonacie się o co jeszcze w tym chodzi. Nie to nie smoczek. Na pewno nie w Gryffindorze. Czy chodziło ci o Dziennik Vergithii? (napisałaś Verghilii)
Daga, zazdroszę ci tych rekolekcji. Naprawdę? Ten rozdział jest KAWAII? Nie myślałam. Czytając ten komentarz uśmiech nie chciał zejść mi z twarzy.
Panna Riddle, nowe pokolenie huncwotów się tworzy? Można tak powiedzieć. Dodatek ten miał być właśnie przedsmakiem dalszej fabuły. Zgodzę się z tym, że można z tego "rozdziału" wyciągnąć wiele wniosków. Mi chyba najbardziej spodobał się ten "komentarz", wierszyk, no taki, dziwny. ;/
Pierwszy rok i problemy. W dniu rozpoczęcia został przydzielony do klasy nie miał nikogo z kim mógłby podzielić się problemami. Podeszła do niego uśmiechnięta kobieta pytając się, czemu nie bawi się z dziećmi. Nie odpowiedział, zlekceważył ją i zaczął rysować na kartce. Spojrzała i odeszła. Wieczorem zadzwoniła ona do Petunii. Nigdy nie został już puszczony do szkoły. Jaki był powód? Nie wiedział, ale próbował w sobie zamaskować ból, który czuł.
Był wiosenny poranek, siedział sam na huśtawce na placu zabaw i lekko kołysał się na tym sprzęcie. Nudziło się mu i swoją nóżką grzebał w piachu. Nie miał co robić, gdy zszedł z huśtawki, chwycił w dłonie jakiś patyk i zaczął rysować nic nieznaczące wzorki. Spodobało się to mu. Po chwili szlaczki zaczęły przypominać kwiatki. Były krzywe, niewyraźne, ale chłopczyk był z siebie zadowolony.
Harry obudził się ze snu w swej komórce, wyciągnął swe drżące ręce przed siebie i patrzał. Czerwona posoka połyskiwała się. Wydał duszący krzyk. W korytarzu zapaliło się światło. Zreflektował się, na jego dłoniach nic nie było. To był długi koszmar podczas, którego krzyczał. Każdy czyn zadawał mu cierpienie. To była kara. Kara będąca męką, którą nie raz już przeżył.
Dopiero teraz mam czas, tj. 01.03
Dagna Płecha, list jak list. Do innej organizacji, przekonacie się o co jeszcze w tym chodzi. Nie to nie smoczek. Na pewno nie w Gryffindorze. Czy chodziło ci o Dziennik Vergithii? (napisałaś Verghilii)
Daga, zazdroszę ci tych rekolekcji. Naprawdę? Ten rozdział jest KAWAII? Nie myślałam. Czytając ten komentarz uśmiech nie chciał zejść mi z twarzy.
Panna Riddle, nowe pokolenie huncwotów się tworzy? Można tak powiedzieć. Dodatek ten miał być właśnie przedsmakiem dalszej fabuły. Zgodzę się z tym, że można z tego "rozdziału" wyciągnąć wiele wniosków. Mi chyba najbardziej spodobał się ten "komentarz", wierszyk, no taki, dziwny. ;/
0oOo0
Rozdział 4 | Wspomnienia
Był jesienny poranek
Harry wybudzony ze swego snu stał w kuchni próbując przygotować coś do jedzenia.
Nie potrafił gotować, nie dostał wskazówek jak to się robi, a przy nim stała
ciotka, która co chwilę się wydzierała. Nie potrafił wybić jajek i skorupki
wraz z zawartością wleciały na patelkę. Mały chłopiec próbował ratować to co z tego dnia jeszcze zostało.
Nie mógł się jednak skupić, uderzony przez ciotkę w głowę miał problemy z
koncentracją. Wszystko się skończyło. Spalił.
Wraz z Dudley’em
zaprowadzony został do przedszkola. Otyły chłopak udał się do kolegów, a
zielonooki zajął swoje zwyczajowe miejsce przy oknie. Po kilkunastu minutach
ktoś przerwał tą względną ciszę.
– Cześć – przed Harry’m stał blondynek o brązowych
oczach, który milę się do niego uśmiechnął.
– Cześć – powiedział i wskazał miejsce obok siebie.
– Usiądziesz?
– Chętnie. – przysiadł on obok Harry'ego. – Czemu
zawsze siedzisz tu sam? – Nie dziwmy się jego dociekliwości. W końcu są to
jeszcze maluchy.
– Nie ważne. – Spojrzał w niebo i przestał zwracać
uwagę na chłopczyka.
– Jak masz na imię? – Dzieciak nie dawał za wygraną.
– Harry.
– Ja jestem Jemi, zaprzyjaźnijmy się. – Jego oczy
rzucały radosne iskierki.
– No dobrze – zgodził się niechętnie.
Następnego dnia, gdy
przyszedł do przedszkola jego tak zwany „przyjaciel” odciął się od niego.
Brązowooki rzucał w jego stronę smutne spojrzenie, ale czas spędzał z
Dursley’em, z którym zaprzyjaźnił się tego dnia. Przechodząc koło jego postaci
blondynek szepnął cicho słowo „przepraszam”. Harry poczuł niewyobrażalny
smutek. Znów po raz któryś został odrzucony. Po raz któryś rodzice zabronili
się komuś z nim kolegować. Czy on nie jest w ogóle nic warty?
Pierwszy rok i problemy. W dniu rozpoczęcia został przydzielony do klasy nie miał nikogo z kim mógłby podzielić się problemami. Podeszła do niego uśmiechnięta kobieta pytając się, czemu nie bawi się z dziećmi. Nie odpowiedział, zlekceważył ją i zaczął rysować na kartce. Spojrzała i odeszła. Wieczorem zadzwoniła ona do Petunii. Nigdy nie został już puszczony do szkoły. Jaki był powód? Nie wiedział, ale próbował w sobie zamaskować ból, który czuł.
Późniejsze
dni były rutynowe. Wstawał wcześnie rano i sam uczył się gotować, zmywał, prał,
zajmował się domem. Petunia w tym czasie rozmawiała z sąsiadkami, a on tyrał.
Vernon, gdy wracał do domu karał chłopca za wszystkie źle wykonane zadania. By
tego nie było mało, Dudley znęcał się nad kuzynem. Bił go, szykanował. Chłopiec
co noc płakał w poduszkę. Co noc wylewał łzy. W wieku ośmiu lat znalazł sposób
na odstresowanie się.
Był wiosenny poranek, siedział sam na huśtawce na placu zabaw i lekko kołysał się na tym sprzęcie. Nudziło się mu i swoją nóżką grzebał w piachu. Nie miał co robić, gdy zszedł z huśtawki, chwycił w dłonie jakiś patyk i zaczął rysować nic nieznaczące wzorki. Spodobało się to mu. Po chwili szlaczki zaczęły przypominać kwiatki. Były krzywe, niewyraźne, ale chłopczyk był z siebie zadowolony.
Tego
samego dnia ukradł pierwszą rzecz w
życiu. Kradł, by się odstresować, by nie cierpieć. Przechodząc obok jakiegoś
sklepiku starszego wiekiem mężczyzny zobaczył, że ten zasnął, bo kupców nie
było w tym czasie. Wszedł po cichu do pomieszczenia starając się go nie
obudzić. Rozejrzał się po sklepiku, z lady zabrał kilka ołówków, a po dokładnym
rozejrzeniu się dostrzegł też bloki rysunkowe. Zabrał dwa z nich i uciekł
kryjąc wszystko pod zadurzą na niego bluzą. Czuł wyrzuty sumienia, ale gdy
zaczął szkicować wszystkie te odczucia poszły w zapomnienie, zostało tylko
spełnienie.
Wieczorami malował, za dnia pracował,
a nocą starał się usnąć przewracając z boku na bok.
Gdy
dzień chwyta swe żniwo piekielne, gdy kieruje losem pechowym, gdy serce z kamienia
się łamie, gdy oddech daje nadzieję. Gdy piękność świata jest dana zobaczyć
cierpiącemu czuje on ciepło, miłość, chwilę wytchnienia. Zamierasz, bo twe
ciało dygocze jak liść na wietrze. Twa dusza cierpi w chwili przerażenia.
Czujesz, że coś się zaczyna, lecz nie potrafisz tego poskromić. Idziesz,
widzisz góry, pachołki, budynki. Zero odzewu, głos zamiera w twej buzi.
Czujesz, że tułaczka cię męczy. Wichura pochłania twe ciało, widzisz krew, czy
to są twoje ręce? Czy to ty pragniesz ich zabić? Czy to ty podchodzisz i
przebijasz ich ciało sztyletem? Czy to ty zadajesz im cierpienie? Nie, to są
jego ręce. Nie, to on pragnie ich zabić. Nie, to on podchodzi i przebija ich
ciało sztyletem. Nie, to on zadaje im cierpienie. Idziesz dalej, napotykasz na
swojej drodze ludzi. Odtrącają chłopca, parskają na jego żałosny widok śmiechem.
Poddaje się. Pada na kolana i płacze.
Harry obudził się ze snu w swej komórce, wyciągnął swe drżące ręce przed siebie i patrzał. Czerwona posoka połyskiwała się. Wydał duszący krzyk. W korytarzu zapaliło się światło. Zreflektował się, na jego dłoniach nic nie było. To był długi koszmar podczas, którego krzyczał. Każdy czyn zadawał mu cierpienie. To była kara. Kara będąca męką, którą nie raz już przeżył.
Do
pomieszczenia wparował jak buldożer wuj. Chwycił dziecko za kołnierz i bił go,
a on płakał. Chlipał cicho błagając o wybaczenie. Mężczyzna nie zwracał jednak
na to uwagi. Zostawił go, gdy zemdlał z wycieczenia. Wszystko go bolało, śnił
na jawie. Jęczał cicho.
– Dość! Ja już nie chce, to boli! – Nikt go nie
usłyszał, nikt mu nie pomógł. On trwał po prostu sam.
0oOo0
sobota, 14 lutego 2015
I - Dodatek Walentynkowy
Z okacji walentynek zamiast rozdziału pojawia się dodatek. Tekst dotyczy jak najbardziej fabuły tej serii. Opisałam kilka wydarzeń, które jeszcze nie nastąpiły, ale się pojawią. Mam nadzieję, że się spodoba. Nie ma tu yaoi, halo, to dopiero pierwszy rok, musi on dopiero poznać swe preferencje. Rozdział, ponieważ dzisiaj pojawia się „to”, zostanie dodany jutro tz. 15.02.2015 r. Następne rozdziały będą się pojawiały jednak co tydzień w niedzielę z powodu zaczynającej się dla mnie teraz szkoły.
Paulina Szalona, w następnym rozdziale nieco się wytłumaczy, na razie zostaw te elemenciki, bo sama jeszcze do końca ich nie poskładałam. Rudym jest... sama się przekonaj, masz kilka informacji o nim w zakładce bohaterowie. He he, sama mam uśmiech czytając ten komentarz.
Panna Riddle, cieszę się, że wciąga, ja wciąż nie pewna, czy komuś się podoba. Niby wiadomo kiedy rozdział się skończy. Jak zajmie u mnie w Wordzie dwie lub dwie i pół strony.
Dagna Płecha, yaoi jest rzeczywiście daleko i nieprędko się pojawi. Prawda, Syriusz mówił do Harry'ego szczeniaku, ale ten tekst bardziej kojarzy mi się z Remusem.
Daga, chęci mam, czasu już mniej, a co do następnego rozdziału to zdradzę ci tylko, że będzie on wspomnieniami Harry'ego.
Ginger, cieszę się, że pomysł się podoba, mam nadzieję, że uda mi się go odpowiednio rozwinąć. Postaram się, by następne rozdziały były dłuższe, ale nic nie obiecuje, ach ta szkoła... Dzięki.
Dodatek Walentynkowy | List miłości
Trwał
właśnie pierwszy rok Harry’ego w Hogwarcie. Pomimo, że Walentynki były
mugolskim świętem tu każdy czarodziej też je znał. Siedział przy stole swego
domu, gdy podleciała do niego sowa z listem. Odwiązał pakunek, pogłaskał Amebę
po piórkach i dał jej kilka owoców. Ta szarobura sowa należy do ich stada.
Lubuję się w warzywach, owocach i roślinkach. Wszyscy nie rozumieją tego
zjawiska, ale nie przeszkadza im ono.
– Co to Harry? – zapytała się blondynka o piwnych
oczach nachylając się w stronę kolegi.
– Też jestem ciekaw. – Mówiąc to rozerwał
kopertę i wyciągnął kartkę.
– Czytaj na
głos. – Zaproponowała dziewczyna robiąc maślane oczka.
Harry zastanowił się chwilę. Marszczył zabawnie nos
i wydął usta.
– No nie wiem – powiedział po dłuższej chwili ciszy.
– Proszę – Obięła go. On na taki gest zarumienił się
wściekle.
– D, dobrze – zgodził się, a jego głos drżał z zaskoczenia,
przejęcie i wstydu.
Oboje nachylili się nad listem. Potter rozwinął go i
zaczął cicho czytać, by tylko ich dwójka to usłyszała.
– Drogi Harry – zaczął, jednak blondynka znów mu
przerwała.
– U, zaczyna się poważnie. – Zaśmiała się perliście,
a zielonooki spojrzał na nią wściekle.
– Słuchaj, a nie gadaj. – Trzepnął ją w głowę i
kontynuował. – Jak pewnie pamiętasz, dziś jest dzień amora. Ojciec trąbi mi o
tym od rana, więc znów zmuszona jestem cię zadręczać.
– Kto to
jest? – zdziwiona dziewczyna zapytała się osoby obok.
– Marlena z tego co się orientuje, a teraz ci. – Przyłożył palec do ust pokazując znak, by się uciszyła. – Z pewnością
pamiętasz, jak udawaliśmy parę, bym nie dostała kary. Jestem ci za to wdzięczna,
tylko tata wziął to na poważnie. Męczący on jest. Proszę cię tylko teraz, nie śmiej się. Oto wierszyk
miłosny, który kazał mi tobie napisać. Nie umiem rymować, nie znam przenośni i
to okażę się zaraz wielką klapą. – Nabrał powietrza do ust, przerwali mu
bliźniacy Weasley, którzy podeszli, by się przywitać. Zaciekawieni przyjrzeli
się kartce.
– Co to chłopie? – Fred zapytał młodszego kolegi.
– List. – Bliźniaki spojrzeli na siebie dziwnie, wciąż
patrząc sobie w oczy przytulili go.
– No to czytaj – odezwał się George.
– Obaj jesteśmy ciekawi…
– Co znajduję się w nim…
– Zrób to, tylko szybko…
– Bo zaraz umrzemy z nudów – uśmiechnęli się do
drobnej budowy chłopca. Odchrząknął i znów postanowił kontynuować.
– Nie przerywajcie mi tylko – ostrzegł i mówił.
– Dobrze – zgodzili się przybierając poważne miny.
– W dzień gdy byliśmy razem,
Gdy pierwszy raz się spotkaliśmy,
Gdy twój „ojciec” cię do nas przyprowadził,
Zakochałam się w tobie.
Twe oczy jak iskierki były nie pewne jak nic,
A twa czarna czupryna dziwny wygląd miała.
Okazałeś się miły, wręcz bajecznie śliczny,
Aż me serce zapałało dziecinną miłością do ciebie.
Ratowałeś mnie w potrzebie,
Szeptałeś czułe słówka,
Do dziś pamiętam je szczerze.
Wspominać nie będę,
Bo po co dzisiaj.
Dzień zakochanych kłania się przed tobą
I wita czarując,
Kocham cię skarbie.
– To jest urocze. – Blondynka odezwała się szeptem.
– Racja, ale to jeszcze nie koniec listu, zaraz
przekonasz się jaka ona jest. – Posłał jej czarujący uśmiech, a z jego ust
wydobyły się następne słowa. – Obłe, rzygać mi się chcę od tych słówek. Naprawdę
nie cierpię tego dnia. Czemu ja muszę mieć takiego ojca. Tylko to jest mu w
głowie. – Podkreśliła z naciskiem słowo to. – „To tylko zabezpieczenie na
przyszłość, inaczej nie znajdziesz męża” A co on tam wie. Jestem jego córką,
ale niech się lepiej martwi o siebie. Dla mnie przyszłością jest spędzenie życia
u boku bogatego, przystojnego, kochającego mężczyzny, a nie przy tobie. Nie
obraź się, ale nie jesteś w moich standardach. Całuję, acz niechętnie Marlenka.
Bracia Weasley wybuchli długo powstrzymywanym
śmiechem.
– Taka kobieta jest świetna. – Zaśmiali się klepiąc Harry’ego w plecy.
– Musimy ją chyba zwerbować – powiedział jeden z
nich ocierając łzy.
– Ani się ważcie, będzie zła. – Harry naburmuszył
się.
– Oczywiście, że tak. – Rozczochrali mu włoski i
odeszli.
– Wredni.
– Masz rację – zgodziła się i pocałowała go w
usteczka. – Wszystkiego najlepszego - uśmiechnęła się do niego i dokończyła swą wypowiedź - nabaw się lepiej wstrętu do kobiet. – Wybuchnęła śmiechem i podobnie jak jej poprzednicy, odeszła.
– Wredoty – dokończył posiłek i wyszedł z Wielkiej Sali zabierając ze sobą list.
0oOo0
czwartek, 12 lutego 2015
I - Rozdział 3
Zapraszam! Koniec przedmowy.
Dracze, twoja opinia wiele dla mnie znaczy.
Ania, bój się bój!
Dracze, twoja opinia wiele dla mnie znaczy.
Ania, bój się bój!
0oOo0
Rozdział 3 | Polana
To było dziwne. Jeszcze kilkanaście minut temu był w
„domu”, którego domem nazwać się nie da,
a teraz szuka wyjścia z pułapki, którą jest las. Słońce powoli chyliło
się ku zachodowi. Przyzwyczajony, że brak mu zegarka spojrzał w niebo. Dzięki
położeniu słońca mógł rozpoznać godzinę. Trwała właśnie pora kolacji, czyli
osiemnasta trzydzieści, tak około. Księżyc wyjrzał już zza chmur. „Pora
poszukać miejsca do przenocowania” – pomyślał i ruszył spełnić swe
postanowienie. Szedł powoli, by niczego nie ominąć. Było tu mało miejsc, nie
miał gdzie zostać na tą jedną noc. Niebo się zachmurzyło. Pech zawsze
towarzyszył Harry’emu, więc nie dziwmy się, że tym razem znów mu doskwiera.
Zimne krople zaczęły skapywać z nieba. Zatrząsnął się, gdy pierwsza z nich
zetknęła się z jego ciałem. Jego ubranie było w tragicznym stanie. Nie, że nie
dbał o nie, po prostu dostał je już takie.
Skrył się pod drzewem, które w minimalnym stopniu
chroniło go. Nagle do uszu Harry'ego dotarły dźwięki wycia. „To tylko psy,
najwyżej wilki, nie bój się.” – Sam w to nie wierzył, ale zawsze warto jest mieć
nadzieję. Od małego trwał w przekonaniu, że magia istnieje. Zdarzało się mu
wiele niewyjaśnionych sytuacji i jeszcze ten mężczyzna. Kim on był?
„Wilki” zbliżały się w jego kierunku. Czuły zapach obcej
osoby. Ich terytorium nigdy nie zostało naruszone. Nigdy nie powinno to się
stać.
Prawdą było, że stworzenia, które zbliżały się były
wilkołakami. Na niebie widniał okrąglutki księżyc obwieszczający pełnie. Wataha
ta była jak rodzina. Wspierała się, pomagała sobie. Nikt nigdy się nie
sprzeciwiał. Dowodził nimi wódz. Potężny stwór, najpotężniejszy ze stada –
samiec alfa. Jego imię nie było tajemnicą, ale teraz pozwólmy, by otulił je
puszek tajemnicy.
Harry trząsł się z zimna i strachu. Pomimo, że było
ciepło za dnia, w końcu trwało lato, na noc temperatura obniżała się jednak diametralnie.
Przemokłe ubrania i niezagojone rany paliły. Cichy szloch wydobył się z jego
ust. Był to niewybaczalny błąd. Czułe uszyska wychwyciły ten dźwięk i ruszyły w
jego kierunku. Potter usłyszał szybkie przebieranie łap. Nie wiedział czemu to
zrobił, ale zaczął uciekać. To sprawiło, że potwory zaczęły gonić. Biegł nie
patrząc przed siebie. Upadał na kolana raniąc się do krwi. Zdzierał sobie ręce.
Nie krzyczał. Nie potrafił, obawiał się, miał wątpliwości.
Był już tym zmęczony. Ciągła ucieczka wcale mu nie
pomagała. Przykucnął. Jego oddech był
urywany. „A co mi tam” uśmiechnął się. Wokół ustawiły się bestie wrogo
wyszczerzając swe zębiska.
– To chyba już mój koniec – powiedział, a łzy
spłynęły nurtem po policzkach. – Koniec. – Powtórzył i zatrząsnął się. – Koniec.
I ruszyły. Pazury
rozdrapywały stare rany i tworzyły nowe. Zębiska zakleszczały się na ciele
przegryzając skórę. Krew sączyła się leniwym tokiem. Gdy stwory uznały, że czas
już kończyć, bo zabawa im się znudziła, zostawiły go. Zostawiły na pastwę
losu w lesie pełnym dzikich zwierząt.
wtorek, 10 lutego 2015
I - Rozdział 2
!! Do końca tego tygodnia tj. 15.02.2015 r. rozdziały pojawiać się będą co dwa dni, ponieważ mam ferie i masę wolnego czasu. Nie przyzwyczajajcie się jednak zbytnio, po tym czasie rozdziały będę starała się dodawać co tydzień. Przepraszam jeżeli pojawią się jakieś poślizgi, ale będziecie musieli mi wybaczyć. Mam szkołe !!
Kao Y, cieszę się, że ci się podoba. Uwagi są słuszne. Mam nadzieję, że teraz jest choć trochę lepiej. Szablon ogólnie zostanie zmieniony, więc... no po prostu przymykaj na to oko. Czekam na szablon z szabloniarni. Dodatkowo jestem zaszczycona. Jesteś moją ulubioną autorką i już długi czas czytam twego bloga.
Paulina Szalona, ciekawe? O matko, dziękuję. Takie komentarze jak twój zawsze podnoszą mnie na duchu. Co do szkoły to postaram się to w późniejszych rozdziałach wytłumaczyć. Zobaczymy pożyjemy, co z tego Harry'ego wyrośnie? Sama nie jestem pewna. Na ostatnie pytanie odpowiedziałam już wcześniej, chyba widać? XD
– Przetrwaj.
Kao Y, cieszę się, że ci się podoba. Uwagi są słuszne. Mam nadzieję, że teraz jest choć trochę lepiej. Szablon ogólnie zostanie zmieniony, więc... no po prostu przymykaj na to oko. Czekam na szablon z szabloniarni. Dodatkowo jestem zaszczycona. Jesteś moją ulubioną autorką i już długi czas czytam twego bloga.
Paulina Szalona, ciekawe? O matko, dziękuję. Takie komentarze jak twój zawsze podnoszą mnie na duchu. Co do szkoły to postaram się to w późniejszych rozdziałach wytłumaczyć. Zobaczymy pożyjemy, co z tego Harry'ego wyrośnie? Sama nie jestem pewna. Na ostatnie pytanie odpowiedziałam już wcześniej, chyba widać? XD
0oOo0
Rozdział 2 | Ostatni dzień pobytu
Po
skończonych torturach wrzucony został do swej komórki. Podniósł się powoli na
kolanach, nie chcąc urazić sobie pleców. Sięgnął do półeczki po drewnianą
szkatułkę, pudełeczko. Otworzył wieko i ku jego uldze zobaczył w niej bandaż,
maści, syropy itp. Zdjął z pleców koszulkę, która lepiła się od potu i krwi z
głębszych ran. Odkręcił maść na siniaki,
która jak mu się wydało, była najlepszym wyborem. Opar się o ścianę i zaczął
smarować tył zaczynając od lędźwi. Delikatnie wmasowywał maź w ciało starając
się niczego nie urazić. Nabrał następną jej porcję i wyginając się w
przysłowiowy koci grzbiet, starał się dostać do wyżej położonego odcinka.
Nagle, ni z tego, ni z owego poczuł na plecach czyjś ciepły dotyk. Chciał się
odwrócić, lecz osoba za nim stojąca nie pozwoliła mu na to. Przeraził się.
Strach przejął nad nim kontrole, a on zaczął się trząść jak w febrze.
Tajemnicza osoba rozluźniająco masowała jego plecy i szeptała.
– Nie bój się maluchu. Nie obawiaj się.
Nic ci się przy mnie nie stanie.
– Ale… - Harry chciał zaprotestować
bezsilnie.
– Bez żadnych skarg – powiedział pewnym
siebie głosem. – Dawaj tą maść, pomogę ci – Wypowiadając te słowa wyciągnął
dłoń.
Harry już bez protestów podał mu maść.
– Zaskakująco dobry wybór – Wydał się
być zdziwiony.
Tak, Harry taki był.
Poddawał się wpływom osób znanych i nie tylko. Chociaż ma masę wątpliwości to i
tak nic z tego nie wynika. Nie chce być znów poszkodowany.
Czuł
jak po ciele prześlizgują się te nieznajome ręce. Starają się nie zadawać mu
bólu jednak to nie jest możliwe, bo przy każdym ruchu przejeżdża po ranie,
która, choć była starsza, to paliła ogniem. Mężczyzna zdziwiony był reakcją
dziecka „To jest
nienormalne, nierealne” – pomyślał, a jego palce zacisnęły się w pięści. „Co ci
ludzie mu robili?” – zadał sobie pytanie w duchu.
Skończył.
Zmierzwił mu już i tak rozczochrane włoski i zniknął jak zaczarowany
wypowiadając tylko jedno słowo – przybędę. Kiedy? Nie wiadomo, ale Harry poczuł
się szczęśliwy. „Może jest to nieznajomy, może jest to całkiem obca mi osoba, jednak on się martwi i chce mi pomóc”.
Uśmiechnął się wyciągając spod materaca obraz kobiety. Znów na nią patrzył.
Mijały godziny, a noc zbliżała się ku świtowi. Zamknął oczy uspakajając się.
Schował znów swój twór. Wstał, czekał, trwał do momentu aż nie przybędzie wuj
lub ciotka każący zrobić śniadanie.
Gdy
zegar wybił wpół do ósmej rozległ się dźwięk zwalnianego zamka. Drzwi się
ponownie otworzyły. Petunia stała z wrogo nastawioną miną i patrzyła niechętnie
na młodzieńca stojącego przed nią.
– Wyłaź – Czy to nie wydaje się znajome?
Znów te same słowa padają z ust tej samej kobiety. Powtarza je zawsze. Nie stara się o
uprzejmość. Jest po prostu jaka jest.
Kiwnął głową i wyszedł. Skierował się do
kuchni. Podobnie jak wczoraj, jak przedwczoraj i w wielu innych dniach.
– Dzisiaj Dudley spotyka się ze
znajomymi w parku na piknik. – Jej silny głos rozbrzmiał nim dotarł jeszcze do
celu. – Zadbaj by miał wszystko co najlepsze. Przygotuj kanapeczki, ciasteczka,
a ze wszystkim masz się wyrobić do dziesiątej.
– Jajko sadzone i boczek? – blondynka
była zdziwiona. Zamyśliła się i wywnioskowała, że chodzi o
śniadanie.
– Tak – zgodziła się i ruszyła do salonu
oglądać jakąś pustą telenowele.
Bez
żadnych zbędnych słów ruszył przygotować potrawę. Z wprawą wybił jajka,
zasmażył na patelni wraz z boczkiem. Postawił talerze na stole i czekał. Czy
pozwolą mu dziś coś zjeść? Nie miał pokarmu w ustach od tygodnia. Nie starał
się podjadać. Zbyt dużo razy już mu się oberwało. Nie byłby na tyle odważny, by
wykonać taki zabieg.
– A ty co? – wydarła się na niego. – Nie
masz co robić? Piknik Dudziaczka czeka.
Nie widziała ona jak w
oczach jej siostrzeńca pokazały się łzy. Jej to nie obchodziło. Miała swój
skarb. Otarł zdradzieckie krople i odszedł. Nie zadręczając się już przygotował
cały prowiant. Znalazł jakiś koszyk, koc
i popakował rodzinę. Czekał patrząc jak się posilają. Znów nic nie zjadł. Gdy
pan Dursley zaobserwował, że chłopak skończył najzwyczajniej w świecie wygonił
go.
Tym
razem nie był zamknięty, jednak wyjść też nie mógł. Wyciągnął już po raz któryś
blok i ołówek. Gotowe obrazki przewrócił na drugą stronę i skupiając się zaczął
rysować. Kreślił krzywe, proste, falowane linie. Jeździł ołówkiem po kartce jak
na lodowisku. Bez potknięć, bez błędów. Był sobą, stał się osobą, którą skrycie
w sercu podziwiał.
Mały zagajnik
pojawił się. By ożywić przytłaczający obraz dodał sarny. Przechadzały się one
leniwie po polanie. Małe chlapały wodę z rzeczki, która płynęła sobie spokojnym
nurtem. Jeleń jak przystało na mężczyznę stał dumnie pilnując swej rodziny.
Wiewiórki goniły się po drzewach. A łasice i kuny polowały na małe zwierzątka.
By dokończyć już i tak piękną sztukę, nałożył na wszystko cienie. Choć na
pierwszy rzut oka obraz wydawał się ponury z wnętrza biło ciepło, które może
znać tylko osoba pozbawiona miłości.
– Piękne. – Usłyszał za sobą zdawkowy
szept.
– Co? – Odwrócił się zdziwiony. Przed
nim stał mężczyzna o ognistych włosach. Oczy miał błękitne. Był czarujący. – To
ty! – Uśmiechnął się promiennie rzucając w jego kierunku i zawieszając się
na szyi.
– Wróciłem – powiedział te słowa
przytulając do siebie małe ciałko. – Przykro mi – rzekł i uronił łzę.
– O co chodzi? – Harry był zdziwiony gdy
poczuł tą ciecz.
– Przetrwaj.
Świat
nagle zawirował, a on znalazł się na polanie. Nie było nawet jednej żywej
duszy. Przynajmniej tak mu się wydawało.
0oOo0
Subskrybuj:
Posty (Atom)