Inferno, nikt nie pochwalił nigdy mojego stylu pisania. Jesteś pierwszą osobą, dziękuję.
0oOo0
Rozdział 1 |Uszczerbek
Dzień
po dniu, miesiąc po miesiącu, rok po roku życie Harry’ego stawało się gorsze.
Wydawałoby się, że wszystko jest w porządku, jednak jak to zawsze bywa jest „ale”.
– Pedał! – krzyknął opasły chłopak
pokazując na czarną czuprynę młodzieńca i popychając go.
Potter odwrócił się, był przyzwyczajony
do wyzwisk, więc nie przeszkadzało mu to. Gdy został jednak popchnięty, wpadł w
róże. Z jego ust wyrwał się pisk.
Jaka byłaby reakcja
dziecka dziesięcioletniego, jak w tym przypadku? Czym by się przejęło?
Harry pomimo bólu jaki mu zadano nie
przejawiał reakcji na ten przypadek. Wstał, jakby to było coś naturalnego. Coś
co mu nie przeszkadza. Odwrócił się i krzyknął. Zobaczył róże całkiem poturbowane.
Pączki oderwane, płatki opadające, a łodygi? Te były w najgorszym stanie.
Pozbawione zostały kolców, całkiem połamane, a nie kiedy pourywane. Zamarł,
by po chwili rozpłakać się. Petunia wyjrzała przez okno z salonu i zobaczyła
Harry’ego z kwiatami. Była wściekła i nie ukrywała tego. Ruszyła do niego piorunując
młodzieńca wzrokiem.
– Chłopcze – rzekła do niego. Podniósł
się, nie wydawał się być zaskoczony. Stanął przed nią, a ta spoliczkowała go. –
Jak Vernon wróci dostaniesz nauczkę, a tym czasem… Jak śmiałeś zniszczyć te
róże, były one chlubą naszego ogrodu! Ty bezwstydny bachorze, po co my cię przygarnęliśmy,
ciesz się, że to zrobiliśmy! Ty tym czasem nawet nie chcesz się nam
odwdzięczyć. Bachor! Wynocha do pokoju i nie dostajesz obiadu. – Odwróciła się
kończąc przemowę. Ruszyła do domu, a on za nią.
Dom
był w nienagannym porządku, nigdzie nie osadzał się kurz, wydawał się gotowy na
przyjęcie niespodziewanych gość. Brunet otworzył drzwi do małego pomieszczenia
pod schodami. Wszedł tam, zamknął za sobą, zaś po chwili dało się usłyszeć szczęk
zamka. – westchnął szczęśliwy, że nie oberwało mu się bardziej. Komórka była
malutka, ledwo mieścił się tam materac uchodzący za łóżko zielonookiego. Nie
liczył on jednak na nic więcej, cieszył się przynajmniej, że może mieć własny
kąt.
Harry
odchylił delikatnie materac i wyciągnął z pod niego blok rysunkowy w formacie
A4 i jeden zwykły ołówek. Uśmiechnął się czując, że pasuje do tego samotnego
obrazu. Otworzył na wolnej kartce, chwilę się zamyślił, gdy już się zdecydował
przejechał po stronie rysikiem. Ręka delikatnie jeździła ołówkiem. Linia
konturowa nabierała kształtu formując się w czarno-biały portret. Nie wiedział
czyj on był, jednak czuł w sercu ciepło patrząc na jej rysy. Była to młoda
kobieta radośnie się śmiejąca. Jej oczy wypełnione były iskierkami. Widok ten
był wspaniały. Szkic zaczął w końcu coś przypominać. Harry nałożył na obraz
cienie i dokończył koślawo się podpisując. Nigdy nie chodził do szkoły, dlatego
jego pismo było niestaranne i pełne błędów. Gotowe arcydzieło ułożył na wprost
siebie. Patrzył na niego długi czas. Zaprzestał w momencie, gdy usłyszał dźwięk
otwieranych drzwi. Szybko zakrył go i ukrył pod materacem, by wuj lub ciotka
nie zauważyli jego materiałów pracy.
– Wyłaź! – rozkazała kobieta surowym głosem. – Marsz gotować obiad.
– Dobrze – zgodził się ruszając do
kuchni. – Co mam przygotować? – zapytał lekko roztrzęsionym głosem.
– Pieczarki przypraw i przygotuj na farsz.
Zasmaż pierś z papryką. Ugotuj ziemniaki i odcedź. Do gotowej piersi nałóż
farsz, przygotuj je na wzór roladek, a następnie zapiecz w piekarniku.
– Dobrze. – Harry kiwnął głową, gdy wypowiadał ten wyraz.
Wszedł do kuchni, umył
ręce, przygotował sobie wszystkie składniki, pokroił paprykę i rozpłaszczył w
miarę mięso. Nalał na patelnię olei, w czasie czekania na rozgrzanie wyjął
garnek. Szybko oraz sprawnie obrał ziemniaki, włożył do rondla, nalał
wody i postawił na gazie. Spojrzał na patelkę, zamieszał raz jeszcze paprykę i
ułożył na niej mięso. Podczas gdy musiał poczekać chwilę na zarumienienie
się piersi wyjął miskę. Obrał pieczarki, pokroił je drobno i przełożył do naczynia,
nasypał szczyptę pieprzu i soli, dodał trochę „Magii”, następnie mieszając.
Odwrócił się do lodówki, wyjął z niej jogurt naturalny. Dodał on go odrobinę do
farszu tak samo cebulę, którą zawczasu, krojąc paprykę, przygotował. Był zajęty farszem, gdy przypomniał sobie o
mięsie. Szybko przełożył je na drugą stronę. Na szczęście, nie przypiekło się,
więc mógł odetchnąć spokojnie. Sprawdził co z ziemniaki. Były już miękkie, z
tego też powodu postanowił je odcedzić. Oparzył się lekko, ale nie przejął się
tym podobnie jak z sytuacją z różami. Gdy mięso było już gotowe zdjął je z
patelni na talerz. Wziął jedną z piersi, nałożył do niej farszu i uformował w rulonik,
wbił w nią wykałaczkę i ułożył na blasze. Podobnie postąpił z następnymi.
Ustawił piecyk na 170 stopni i włożył blachę. Czekał 15 minut, wyjął je już gotowe.
Nałożył potrawy na talerz, przełożył na stół i czekał, aż ciotka pozwoli mu się oddalić.
– Zmiataj – rzekła do niego opryskliwie,
a on z powrotem ruszył do „pokoju”.
Z
salonu dobiegał śmiech rodziny. Vernon wrócił do domu, a Petunia szczęśliwie się
do niego przytulała. Dudley, który znów dręczył ze swoją paczką dzieci udawał niewiniątko.
Zwykła rzeczywistość rodziny Dursley.
Około
godziny osiemnastej do pomieszczenia
uchyliły się drzwi, a Harry został siłą
wyciągnięty za kołnierz. Upadł na kolana zmuszony przez otyłego mężczyznę. Pan
Dursley trzymał w dłoni pasek od spodni z taką siłą, że pobielały mu aż
knykcie.
– Niedorobiony chłopak, tylko wygłupy ci
w głowie! Najpierw z rana zbiłeś wazon od Margie, a później zniszczyłeś
ukochane kwiaty ciotki! Następnie co, powiedz co jeszcze robiłeś! – wrzeszczał jak
opętany.
– Nic – Cichy pisk wydobył się z ust Harry'ego.
– Oszczerstwo – syknął i uderzył czarnowłosego paskiem w plecy. – Fatalne oszczerstwo – powtórzył uderzenie. – Fatalne, infantylne oszczerstwo – po tych słowach na plecy Pottera spadły następne uderzenia, które upiornie bolały, a mimo to nie ronił łez, n ie sprzeciwiał się. Przygryzł tylko swą wargę leciutko się uśmiechając, co rozwścieczyło rosłego mężczyznę do granic furii.
– Oszczerstwo – syknął i uderzył czarnowłosego paskiem w plecy. – Fatalne oszczerstwo – powtórzył uderzenie. – Fatalne, infantylne oszczerstwo – po tych słowach na plecy Pottera spadły następne uderzenia, które upiornie bolały, a mimo to nie ronił łez, n ie sprzeciwiał się. Przygryzł tylko swą wargę leciutko się uśmiechając, co rozwścieczyło rosłego mężczyznę do granic furii.
0oOo0
Rozdział naprawdę dobry, wciąga i bedę z niecierpliwością czekać na dalszy ciąg.
OdpowiedzUsuńTaka mała propozycja, powiększ czcionkę bo jest troche za mała i nie pomaga w czytaniu, może jakies ciemniejsze tło tu pomoże. Poza tym same pozytywy :)
Pozdrawiam serdecznie.
Opowiadanie zaczyna się ciekawie, będę czekać na więcej. Tekst napisany ciekawie, choć dziwi mnie nie chodzenie Harry'ego do szkoły, ale za to jaki talent artystyczny! Widać, że mamy przyszłego, czarodziejskiego Picassa. xD
OdpowiedzUsuńZ tego co mi się wydaje ''podczas'' piszę się razem, a tak więcej błędów nie wiedzę, choć się nie przyglądałam. ;)
Mam tylko nadzieję, że uda Ci się dokończyć blog do końca tak jak to sobie zaplanowałaś. Trzymam kciuki za ciebie. :D
Zgadzam się również z Kao Y w sprawie przyciemnienia tła oraz zwiększenia czcionki, ponieważ na komputerze dość ciężko się czyta nie mogąc powiększyć tekstu.
Pozdrawiam gorąco
PS Rozdziały będziesz wstawiała regularnie, czy po prostu jak napiszesz to wstawisz?
Cała prawda o Vernonie... Ale naprawdę świetne :3
OdpowiedzUsuńUgh... Jak ja nie lubię, jak oni traktują Harry'ego... Najchetniej, to bym im wparowała do domu i go stamtąd zabrała.. Argh~!! Echh...
OdpowiedzUsuńAle rozdział naprawdę wciąga. No i znowu jestem niezmiernie ciekawa, co dalej, więc pozdrawiam serdecznie i lecę!!
~Daga ^.^'
Witam,
OdpowiedzUsuńświetny, aż mam normalnie ochotę tam wparować i zabrać Harrego, ten jego kuzyn, to aż brak mi słów...
Dużo weny życzę Tobie...
Pozdrawiam serdecznie Basia
Co za cholernik! Gdyby J. K. Rowling nie wymyśliła Vernona... Aż mi ciśnienie skoczyło z gniewu! Piszesz bardzo ciekawie i interesująco
OdpowiedzUsuńDaughter Coś Tam 😘